Polowanie z Helikopterów Włodzimierz Wysocki
Lyrics
-
1 favorite
Słońce wzeszło, jak brzytwa po oczach nas tnie,
Z tyłu broń, zgięty palec do cyngla już lgnie,
Warkot z nieba się rozległ, jak demona skrzek -
Czarne bestie z żelaza wyleciały zza rzek,
Naglił czas, pod zgiętymi łapami drżał śnieg!
Myśmy legli na grunt, nieruchomi jak głaz,
Nawet najstarszy wilk, co i za flagi lazł,
Wilcze doły obmacał poduszkami łap;
Obok kul przeskakiwał uchodząc żyw, rad,
Dziś jak wszyscy ze strachu drżał i słabł.
Nigdy w życiu radości nie zaznaliśmy krzty,
Lecz nie spieszno nam żegnać się z życiem.
Jak sztylety obnaża nam Śmierć lśniące kły,
Żniwo zebrać gotowa o świcie.
Więc raz jeszcze staniemy by przez mgnienie drwić
Z psów, które w pogoń puszczono,
Nim wypisze na śniegu stygnąca krwi nić
„My już nie wilki!” fastrygą czerwoną.
Podkulone ogony, uciekamy jak psy,
Podnosimy ku niebu przestraszone łby.
Czy to za grzechy Bóg srogą karę nam dał,
Czy to skończył się świat, czy ogarnął nas szał,
W górze bestie żelazne seriami tną z dział.
Uświęceni ołowiem, przesiąknięta sierść krwią,
Nie ma już dokąd biec, nie ma jak uciec stąd!
W zaspach ciała wilczego nie chcą łapy już nieść.
To nie Bóg, ale człowiek rozpoczyna tę rzeź:
I z powietrza, i z ziemi, wzdłuż i wszerz...
Sforo psów, nie wam równać się z plemieniem mym,
Przyjdźcie walczyć, lecz bez człowieka.
Wilki my - wolność nasza i wiedziemy prym,
Wyście psami - i śmierć psia was czeka!
Więc raz jeszcze staniemy by przez mgnienie drwić
Z psów, którym oczy już płoną,
Nim wypisze na śniegu stygnąca krwi nić
„My już nie wilki!” fastrygą czerwoną.
Biegiem w las, biegiem między drzewa i w śnieg!
Biegiem, wilki, od śmierci uchroni was bieg!
Żwawo dźwigaj łapy i szczenięta chroń!
Pijany myśliwy odbezpiecza broń,
Znajdę was, jeśli nie trafi mnie w skroń.
Ten kto żyw, bez wahania odpowiedział na zew,
Lecz zostałem tu sam, zabłąkany wśród drzew,
Nos i oczy zawodzą, ciężko przy zmysłach trwać,
Gdzie wy, wilki, najciszej choć dajcie mi znać,
Gdzie podziała się moja żółtooka brać?
Żyję wciąż, chociaż bestii dokoła mnie w bród,
Lecz nie mają praw znać wilczej mowy -
Oto psy, krewny, ale daleki nam ród,
Nawet braliśmy ich jako zdobycz.
Więc raz jeszcze przystanę by przez mgnienie drwić
I pokazać swe kły obnażone,
Nim wypisze na śniegu stygnąca krwi nić
„My już nie wilki!” fastrygą czerwoną.
Z tyłu broń, zgięty palec do cyngla już lgnie,
Warkot z nieba się rozległ, jak demona skrzek -
Czarne bestie z żelaza wyleciały zza rzek,
Naglił czas, pod zgiętymi łapami drżał śnieg!
Myśmy legli na grunt, nieruchomi jak głaz,
Nawet najstarszy wilk, co i za flagi lazł,
Wilcze doły obmacał poduszkami łap;
Obok kul przeskakiwał uchodząc żyw, rad,
Dziś jak wszyscy ze strachu drżał i słabł.
Nigdy w życiu radości nie zaznaliśmy krzty,
Lecz nie spieszno nam żegnać się z życiem.
Jak sztylety obnaża nam Śmierć lśniące kły,
Żniwo zebrać gotowa o świcie.
Więc raz jeszcze staniemy by przez mgnienie drwić
Z psów, które w pogoń puszczono,
Nim wypisze na śniegu stygnąca krwi nić
„My już nie wilki!” fastrygą czerwoną.
Podkulone ogony, uciekamy jak psy,
Podnosimy ku niebu przestraszone łby.
Czy to za grzechy Bóg srogą karę nam dał,
Czy to skończył się świat, czy ogarnął nas szał,
W górze bestie żelazne seriami tną z dział.
Uświęceni ołowiem, przesiąknięta sierść krwią,
Nie ma już dokąd biec, nie ma jak uciec stąd!
W zaspach ciała wilczego nie chcą łapy już nieść.
To nie Bóg, ale człowiek rozpoczyna tę rzeź:
I z powietrza, i z ziemi, wzdłuż i wszerz...
Sforo psów, nie wam równać się z plemieniem mym,
Przyjdźcie walczyć, lecz bez człowieka.
Wilki my - wolność nasza i wiedziemy prym,
Wyście psami - i śmierć psia was czeka!
Więc raz jeszcze staniemy by przez mgnienie drwić
Z psów, którym oczy już płoną,
Nim wypisze na śniegu stygnąca krwi nić
„My już nie wilki!” fastrygą czerwoną.
Biegiem w las, biegiem między drzewa i w śnieg!
Biegiem, wilki, od śmierci uchroni was bieg!
Żwawo dźwigaj łapy i szczenięta chroń!
Pijany myśliwy odbezpiecza broń,
Znajdę was, jeśli nie trafi mnie w skroń.
Ten kto żyw, bez wahania odpowiedział na zew,
Lecz zostałem tu sam, zabłąkany wśród drzew,
Nos i oczy zawodzą, ciężko przy zmysłach trwać,
Gdzie wy, wilki, najciszej choć dajcie mi znać,
Gdzie podziała się moja żółtooka brać?
Żyję wciąż, chociaż bestii dokoła mnie w bród,
Lecz nie mają praw znać wilczej mowy -
Oto psy, krewny, ale daleki nam ród,
Nawet braliśmy ich jako zdobycz.
Więc raz jeszcze przystanę by przez mgnienie drwić
I pokazać swe kły obnażone,
Nim wypisze na śniegu stygnąca krwi nić
„My już nie wilki!” fastrygą czerwoną.
contributions: