Młot cisnąłem na kowadło... Wiktor Zborowski
Lyrics
Młot cisnąłem na kowadło,
bo za przekroczony plan
za granicę od zakładu
skierowanie dostać mam,
sadzę szybko zmyłem z ciała,
zjadłem zimne płotki dwie
i instrukcji wysłuchałem,
co tam wolno, a co nie.
Ichni poziom trochę wyższy
jest niż nasz,
więc by mi się nie przytrafił
jakiś szpas,
dał instruktor do czytania
broszur plik,
bym u obcych nie naraził
się na wstyd.
Mówił ze mną jak brat z bratem:
- Za granicą ty się strzeż,
strzeż się, bracie, demokratów
w polskim mieście Bangladeszt,
żyją tam na taką modłę,
że ci dęba stanie włos,
lecz zachowaj swoją godność
i pamiętaj, żeś ich gość.
Będą wódką cię częstować -
odpór daj:
„Ja, koledzy demokraci,
tylko czaj!"
Będą pchać prezenty w łapy -
unik zrób,
mów, że my takiego chłamu
mamy w bród.
W dobrobycie diet nie roztrwoń,
oszczędzanie - dobra rzecz,
tylko się z tej oszczędności
tam nie zagłodź - czasem jedz,
wiedz, że w czeskim Bukareszcie
obyczaje dziwne są:
raz usłyszysz: „Pijcie, jedzcie!",
kiedy indziej - „Poszoł won!"
Oj, rozejrzę się ja tam wśród
babskich ciał!
Używanie męsko-damskie
będę miał!
Demokratka, mówił koleś,
co się zna,
jak usłyszy skąd ty jesteś -
darmo da...
- Burżuazja tylko czeka,
to jest woda na jej młyn,
trzymaj się od bab z daleka,
nie zaczynaj, bracie, z tym,
tam agentki wabią seksem,
lepiej spokój sobie daj,
w razie czego mów, że z seksem
już uporał się nasz kraj. "
Kiedy zetkniesz się tam z babą,
czujność zdwój:
włoży taka na ten przykład
męski strój,
niby nic, a może granat
w spodniach mieć:
nim odezwiesz się do kogoś -
sprawdzaj płeć!
Tutaj pytań miałem masę,
bo mnie wzięła kwestia ta:
jak to sprawdzać? Może macać?
A jeżeli w mordę da?
Lecz instruktor tylko bąknął:
- Żonę masz, to wiesz, jak jest.
Zrozumiałeś? To w porządku. -
I zasuwa dalej tekst.
„Zreferuję najważniejsze
jeszcze raz:
do Bułgarów w Budapeszcie
jechać masz.
Będzie problem - temat zmienić.
Grunt to takt.
W mordę nie bić. Wytłumaczyć
co i jak". "
Po co mi te demokraty,
ani brat ja im, ni swat,
lepiej dajcie młot do łapy,
to przekonam cały świat;
jakiż ze mnie agitator,
ojciec kowal, kowal dziad...
Do Polaków w Ułan Bator
nie pojadę, niech ich szlag!
Leżę z żoną, spać się nie chce:
- Duśka, wiesz,
na cholerę mi ten cały
Bangladeszt?
Przecież ja się nie nadaję,
jestem głąb,
ja tych ichnich obyczajów
ani w ząb...
Duśka obok śpi jak anioł,
zakręciwszy na noc włos,
wreszcie głosem rozespanym
odpowiada: - Ja mam dość,
ty mnie, Kola, nie denerwuj,
ty rozwodu chyba chcesz,
od dwudziestu lat bez przerwy
słyszę tylko: "Duśka, wiesz..."
Obiecałeś - czego stawiasz
oczy w słup?
Że ceratę mi tam kupisz.
No to kup!
Zaoszczędzisz jakąś rupię
albo lir,
i przywieziesz swojej żonie
souvenir!
Obejmuję Duśkę moją,
w sen zapadam z ciężkim łbem,
śnię, że w kuźni kuję zbroję,
potem tarczę, miecz i hełm,
za granicą są stosunki,
od stosunków, tarczo, chroń!
A wąsate dwie Rumunki
wymierzały we mnie broń.
Śnił mi się cferaty zwój
koloru beż,
i rojący się od szpiegów
Bangladeszt,
oj, pomieszkam u Rumunów
parę dni!
Ponoć oni też z Powołża,
tak jak my...
Mają baby te sposoby -
ściska, pieści, roni łzy,
łata moją garderobę,
odprowadza aż do drzwi...
Żegnaj, kuźnio ukochana,
żegnaj mi na jakiś czas,
żegnaj, produkcyjny planie,
przekroczony planie nasz!
Strzemiennego żeśmy pili
aż po brzask,
jeszcze w drodze na lotnisko
trząsł mną kac,
ja do trapu, a tu z tyłu
głos jak bat:
- A cóż wam tak, towarzyszu,
spieszno w świat?
bo za przekroczony plan
za granicę od zakładu
skierowanie dostać mam,
sadzę szybko zmyłem z ciała,
zjadłem zimne płotki dwie
i instrukcji wysłuchałem,
co tam wolno, a co nie.
Ichni poziom trochę wyższy
jest niż nasz,
więc by mi się nie przytrafił
jakiś szpas,
dał instruktor do czytania
broszur plik,
bym u obcych nie naraził
się na wstyd.
Mówił ze mną jak brat z bratem:
- Za granicą ty się strzeż,
strzeż się, bracie, demokratów
w polskim mieście Bangladeszt,
żyją tam na taką modłę,
że ci dęba stanie włos,
lecz zachowaj swoją godność
i pamiętaj, żeś ich gość.
Będą wódką cię częstować -
odpór daj:
„Ja, koledzy demokraci,
tylko czaj!"
Będą pchać prezenty w łapy -
unik zrób,
mów, że my takiego chłamu
mamy w bród.
W dobrobycie diet nie roztrwoń,
oszczędzanie - dobra rzecz,
tylko się z tej oszczędności
tam nie zagłodź - czasem jedz,
wiedz, że w czeskim Bukareszcie
obyczaje dziwne są:
raz usłyszysz: „Pijcie, jedzcie!",
kiedy indziej - „Poszoł won!"
Oj, rozejrzę się ja tam wśród
babskich ciał!
Używanie męsko-damskie
będę miał!
Demokratka, mówił koleś,
co się zna,
jak usłyszy skąd ty jesteś -
darmo da...
- Burżuazja tylko czeka,
to jest woda na jej młyn,
trzymaj się od bab z daleka,
nie zaczynaj, bracie, z tym,
tam agentki wabią seksem,
lepiej spokój sobie daj,
w razie czego mów, że z seksem
już uporał się nasz kraj. "
Kiedy zetkniesz się tam z babą,
czujność zdwój:
włoży taka na ten przykład
męski strój,
niby nic, a może granat
w spodniach mieć:
nim odezwiesz się do kogoś -
sprawdzaj płeć!
Tutaj pytań miałem masę,
bo mnie wzięła kwestia ta:
jak to sprawdzać? Może macać?
A jeżeli w mordę da?
Lecz instruktor tylko bąknął:
- Żonę masz, to wiesz, jak jest.
Zrozumiałeś? To w porządku. -
I zasuwa dalej tekst.
„Zreferuję najważniejsze
jeszcze raz:
do Bułgarów w Budapeszcie
jechać masz.
Będzie problem - temat zmienić.
Grunt to takt.
W mordę nie bić. Wytłumaczyć
co i jak". "
Po co mi te demokraty,
ani brat ja im, ni swat,
lepiej dajcie młot do łapy,
to przekonam cały świat;
jakiż ze mnie agitator,
ojciec kowal, kowal dziad...
Do Polaków w Ułan Bator
nie pojadę, niech ich szlag!
Leżę z żoną, spać się nie chce:
- Duśka, wiesz,
na cholerę mi ten cały
Bangladeszt?
Przecież ja się nie nadaję,
jestem głąb,
ja tych ichnich obyczajów
ani w ząb...
Duśka obok śpi jak anioł,
zakręciwszy na noc włos,
wreszcie głosem rozespanym
odpowiada: - Ja mam dość,
ty mnie, Kola, nie denerwuj,
ty rozwodu chyba chcesz,
od dwudziestu lat bez przerwy
słyszę tylko: "Duśka, wiesz..."
Obiecałeś - czego stawiasz
oczy w słup?
Że ceratę mi tam kupisz.
No to kup!
Zaoszczędzisz jakąś rupię
albo lir,
i przywieziesz swojej żonie
souvenir!
Obejmuję Duśkę moją,
w sen zapadam z ciężkim łbem,
śnię, że w kuźni kuję zbroję,
potem tarczę, miecz i hełm,
za granicą są stosunki,
od stosunków, tarczo, chroń!
A wąsate dwie Rumunki
wymierzały we mnie broń.
Śnił mi się cferaty zwój
koloru beż,
i rojący się od szpiegów
Bangladeszt,
oj, pomieszkam u Rumunów
parę dni!
Ponoć oni też z Powołża,
tak jak my...
Mają baby te sposoby -
ściska, pieści, roni łzy,
łata moją garderobę,
odprowadza aż do drzwi...
Żegnaj, kuźnio ukochana,
żegnaj mi na jakiś czas,
żegnaj, produkcyjny planie,
przekroczony planie nasz!
Strzemiennego żeśmy pili
aż po brzask,
jeszcze w drodze na lotnisko
trząsł mną kac,
ja do trapu, a tu z tyłu
głos jak bat:
- A cóż wam tak, towarzyszu,
spieszno w świat?
contributions: