Były święta u Sztachetów Warszawskie Combo Taneczne
Lyrics
Były święta u Sztachetów, to ci było lizać palce…
Każda z damów tańcowala w czystej, koronkowej halce.
A frajerstwo – też z fasonem: czapka, buty i pokrywka,
Tylko dryndziarz, pan Antoni, nietrunkowy, ten z przeciwka,
Był odmienny w nowej kupie. Miał tużurek na zawiasach,
A Cynadra dymał w miechy i sekundo trzymał w basach.
Szła zabawa, ci galancie, spływał pot po cyferblatach.
Więc płynąłeś w sztywnej myśli, bo był wybór w parzygnatach.
Były także mamki, niańki z „mleczarniami”, rany boskie,
I dwie panny z towarzystwa, co wieczorem na Czerniakowskiej
Urządzały polowania na miłości głodnych płeciów,
Była także jedna panna, co już miała troje dzieciów.
Jednym słowem, wyższa sfera przyszła wedle wychlapania.
A z końskiego schabu były trzy gorące aż podania.
Ten kaszankę, ten salceson, a ja tylko świńskie ciało,
A że było trochę tłuste, więc po brodzie mi kapało…
Każda z damów tańcowala w czystej, koronkowej halce.
A frajerstwo – też z fasonem: czapka, buty i pokrywka,
Tylko dryndziarz, pan Antoni, nietrunkowy, ten z przeciwka,
Był odmienny w nowej kupie. Miał tużurek na zawiasach,
A Cynadra dymał w miechy i sekundo trzymał w basach.
Szła zabawa, ci galancie, spływał pot po cyferblatach.
Więc płynąłeś w sztywnej myśli, bo był wybór w parzygnatach.
Były także mamki, niańki z „mleczarniami”, rany boskie,
I dwie panny z towarzystwa, co wieczorem na Czerniakowskiej
Urządzały polowania na miłości głodnych płeciów,
Była także jedna panna, co już miała troje dzieciów.
Jednym słowem, wyższa sfera przyszła wedle wychlapania.
A z końskiego schabu były trzy gorące aż podania.
Ten kaszankę, ten salceson, a ja tylko świńskie ciało,
A że było trochę tłuste, więc po brodzie mi kapało…
contributions: