Foggia 2000 Trzeci Wymiar
Lyrics
Lekcja geografii uwieczniona na lirycznej fotografii
zapraszamy na fil o krainie mafii,
wakacje 2000 Anno Domini,
północ to dziewczyny i Martini za liry
z brylantyny w dymie nikotyny
dookoła morza a po środku Apeniny
Południe to ruiny krainy kokainy
karabiny i plantacje
na Północy palmy i czyści turyści
na południu wyścig po wpływy i korzyści
dwa różne światy ale ta sama waluta
dwa różne światy ale ten sam pieprzony upał
Pamiętam: żegnali sie z biało-czerwonym szlabanem
transportowani Wanem idee forsy
do miejsca gdzie sezonowy zarobek oparty na plonach
tam obcokrajowcy zapakowani w wagonach
jak zapach Rabanne Paco kierowani taką
ekskluzywna wizją wierząc w powrót Grand Tourismo
nazwiesz to łatwizną? poharować trzy miesiące
aby w Polsce związać koniec z końcem
nie sadze bądź co bądź cel taki sam dla wszystkich
a juz na miejscu
wyładowani na placu Polacy czekając na ofertę pracy
podanej na tacy a w tumanach kurzu
podjeżdża karawan, czarne Volvo
wysiada(?)
poznaj to moje pole zasady proste liczy sie postęp
(?) sporządza raport, praca na akord,
od wody wara, a woda jak karat
w ustach Sahara a w tle czasu ofiara
prastara architektura która szeptała nam bez słow.
Arrivederci życząc nam spokojnych snów.
Pobudka przed świtem i na plantacje
gdzie pomieszane nacje, maszyny z Ukrainy
i naiwni Polacy, najtańsze Maroko
do najgorszej pracy,
czas sie dłużył jak w westernie spaghetti
porozrzucani po polu jak konfetti
w Sylwestra siesta w najgorszy upał jest tam
jedzie cysterna, do kąpieli w kasetonach
ciągnie sie kolejka, szczelna bo piekielna patelnia
pali okrutnie, przy wodopoju kłótnie,
południe już...
a prze gęsty, letni kurz i oślepiające słońce
widziałem postać dziewczyny
w pracy przy sorcie, złamane paznokcie,
brudna po łokcie, po szyi pot ciekł,
za nią na horyzoncie lśniący odcień
lakieru bordo Volvo, sunie do niej kolo wolno
z twarzą spokojna" Bonjorno, mam lepszą prace
zapłacę krocie, kąpiele w mleku
zamiast w błocie, masz minutę- czekam w samochodzie."
I zostały po nich ślady opon,
zafascynowana słoneczną Europą
napędzana własna głupotą
poszła naiwna za robotą.
Pora wytchnienia więc udajemy sie za trochę cienia
pod winoroślą gdzie atmosfera znośna
chwile potem komenda głośna:
koniec komfortu! siła robocza z importu
na pole tortur, jedni do zbioru drudzy do sortu
nie długo czas transportu a w kasetonach próżnia
i tak do późna, gdy wieczór nastał
spadła na nas łaska ruin miasta,
wąskie uliczki z brukowej kostki,
ciemne zaułki gdzie sie ginie za błahostki,
targowisko gdzie kupisz prawie wszystko,
pijalnie, ekskluzywne bary i kawiarnie,
a ponad tym latarnie
nie jedna nachalnie do kieszeni ci sie garnie
mówiąc: skarbie choć Bedzie fajnie
to co nielegalne tu legalnie,
co 100m jakieś auto pulsuje na resorach,
bo tu dobra dla Amora każda pora,
zrozum to dosłownie bo to nie metafora.
sceny, ojciec chrzestny, slums, Maroko,
płonące beczki, dziwki, Negri, spoko,
gramy w oko, wino, skwar i brudne spodnie,
wiesz jak jest- zarabiamy godnie,
nie wszystko złotem co sie mieni,
tam wartością czerwone kontenery,
nie jeden pod wpływem hipnozy
jechał tutaj po kokosy a zastawał obozy
w około syf, pod osłona nocy
uciekał bosy bo miał dosyć wrażeń tych.
zapraszamy na fil o krainie mafii,
wakacje 2000 Anno Domini,
północ to dziewczyny i Martini za liry
z brylantyny w dymie nikotyny
dookoła morza a po środku Apeniny
Południe to ruiny krainy kokainy
karabiny i plantacje
na Północy palmy i czyści turyści
na południu wyścig po wpływy i korzyści
dwa różne światy ale ta sama waluta
dwa różne światy ale ten sam pieprzony upał
Pamiętam: żegnali sie z biało-czerwonym szlabanem
transportowani Wanem idee forsy
do miejsca gdzie sezonowy zarobek oparty na plonach
tam obcokrajowcy zapakowani w wagonach
jak zapach Rabanne Paco kierowani taką
ekskluzywna wizją wierząc w powrót Grand Tourismo
nazwiesz to łatwizną? poharować trzy miesiące
aby w Polsce związać koniec z końcem
nie sadze bądź co bądź cel taki sam dla wszystkich
a juz na miejscu
wyładowani na placu Polacy czekając na ofertę pracy
podanej na tacy a w tumanach kurzu
podjeżdża karawan, czarne Volvo
wysiada(?)
poznaj to moje pole zasady proste liczy sie postęp
(?) sporządza raport, praca na akord,
od wody wara, a woda jak karat
w ustach Sahara a w tle czasu ofiara
prastara architektura która szeptała nam bez słow.
Arrivederci życząc nam spokojnych snów.
Pobudka przed świtem i na plantacje
gdzie pomieszane nacje, maszyny z Ukrainy
i naiwni Polacy, najtańsze Maroko
do najgorszej pracy,
czas sie dłużył jak w westernie spaghetti
porozrzucani po polu jak konfetti
w Sylwestra siesta w najgorszy upał jest tam
jedzie cysterna, do kąpieli w kasetonach
ciągnie sie kolejka, szczelna bo piekielna patelnia
pali okrutnie, przy wodopoju kłótnie,
południe już...
a prze gęsty, letni kurz i oślepiające słońce
widziałem postać dziewczyny
w pracy przy sorcie, złamane paznokcie,
brudna po łokcie, po szyi pot ciekł,
za nią na horyzoncie lśniący odcień
lakieru bordo Volvo, sunie do niej kolo wolno
z twarzą spokojna" Bonjorno, mam lepszą prace
zapłacę krocie, kąpiele w mleku
zamiast w błocie, masz minutę- czekam w samochodzie."
I zostały po nich ślady opon,
zafascynowana słoneczną Europą
napędzana własna głupotą
poszła naiwna za robotą.
Pora wytchnienia więc udajemy sie za trochę cienia
pod winoroślą gdzie atmosfera znośna
chwile potem komenda głośna:
koniec komfortu! siła robocza z importu
na pole tortur, jedni do zbioru drudzy do sortu
nie długo czas transportu a w kasetonach próżnia
i tak do późna, gdy wieczór nastał
spadła na nas łaska ruin miasta,
wąskie uliczki z brukowej kostki,
ciemne zaułki gdzie sie ginie za błahostki,
targowisko gdzie kupisz prawie wszystko,
pijalnie, ekskluzywne bary i kawiarnie,
a ponad tym latarnie
nie jedna nachalnie do kieszeni ci sie garnie
mówiąc: skarbie choć Bedzie fajnie
to co nielegalne tu legalnie,
co 100m jakieś auto pulsuje na resorach,
bo tu dobra dla Amora każda pora,
zrozum to dosłownie bo to nie metafora.
sceny, ojciec chrzestny, slums, Maroko,
płonące beczki, dziwki, Negri, spoko,
gramy w oko, wino, skwar i brudne spodnie,
wiesz jak jest- zarabiamy godnie,
nie wszystko złotem co sie mieni,
tam wartością czerwone kontenery,
nie jeden pod wpływem hipnozy
jechał tutaj po kokosy a zastawał obozy
w około syf, pod osłona nocy
uciekał bosy bo miał dosyć wrażeń tych.
contributions:
Most popular songs Trzeci Wymiar
- 11 Dolina Klaunoow
- 12 Długopisy
- 13 Dlaczego On, A Nie Ja?
- 14 Cztery pory rapu
- 15 Cofnij się
- 16 Co 10 sekund
- 17 Cień Wątpliwości
- 18 Chyba ją znałem Cz. 2
- 19 Chyba ją znałem
- 20 Chciałbyś