Richard Bundy Ted Nemeth

Lyrics

  • Song lyrics Redakcja
    1 rating
W Tobie najlepsze jest
co budzi mój wstręt,
Przyszedł już czas,
żeby to zmieniło się.

Biorą twą dłoń,
nacinam spokojnie.
Chyba Cię nie boli,
bo ta krew płynie o mnie.

Uśmiecham się skromnie.
Tu jest jak na wojnie,
Lufa wymierzona we mnie,
Ty za spust ciągniesz.

Widziałem problem,
lecz tylko oka kątem.
Świetne rozwiązanie mała,
dam Ci śrubokręt.

Śruby do trumny.
Jestem z siebie dumny.
Umiem się uśmiechać,
ale chodzę wciąż smutny.

Jestem piękny jak sen.
Przeobraziłem siebie w to,
co nie zawali się,
gdy dmuchnie wiatr.

Papierosy jak tlen.
Przeobraziłem siebie w to,
czym nigdy nie chciałem się stać.

Każdy zna tę historię,
nazywam ją ojcem;
Rzucił we mnie szkłem,
czułem się potem potwornie;

Mówił "Ty i ja
pokonamy nawet lwa",
Niestety
ten lew dawno już nas zeżarł.

Jestem piękny jak sen.
Przeobraziłem siebie w to,
co nie zawali się,
gdy dmuchnie wiatr.

Papierosy jak tlen.
Przeobraziłem siebie w to,
czym nigdy nie chciałem się stać.

W Tobie najlepsze jest
co budzi mój wstręt,
Przyszedł już czas,
żeby to zmieniło się.

Będę mordercą,
będę niewierny
Będę się uśmiechał,
ale puszczą mi nerwy!

Pamiętaj więc dobrze -
jeżeli ktoś krzyczy
To znaczy, że morduję go
gdzieś na ulicy!

Jestem piękny jak sen.
Przeobraziłem siebie w to,
co nie zawali się,
gdy dmuchnie wiatr.

Papierosy jak tlen.
Przeobraziłem siebie w to,
czym nigdy nie chciałem się stać,
chciałem się stać, chciałem się stać...!




Rate this interpretation
Rating of readers: Average 1 vote
contributions:
Redakcja
Redakcja
anonim