Blizna-all Renata Przemyk

Lyrics

  • Song lyrics Gnominka
RENATA PRZEMYK "BLIZNA"

DRZEWO
Nieważne czy jesteś Adamem czy może Ewą
Jeśli jest raj to musi być i drzewo
Nieważne kto pierwszy zerwał i tak
Przecież każdy owoc musi kiedyś się połączyć z ziemią

Rośnie drzewo na rozstaju polnych dróg
W prawo w lewo nie wie co ma zrobić tłum
W prawo morze a za morzem ląd
W lewo gór widać szczyt
Którą pójść ze stron
Rośnie jabłko na samotnym drzewie lecz
Zerwać trzeba żeby poznać co to grzech
Żeby wybrać lepszą z polnych dróg
Choćby miał gniewać się
Na nas dobry Bóg

Rośnie drzewo...

WŁASNY POKÓJ
Prawdy podobno liberalne
Niczym błoto płyną z Twoich ust
W stadzie czujesz się całkiem nietykalny
Bo nie tylko w Indiach pełno świętych krów

Pokój własny mam
Kto wejdzie bez pukania teraz
Straci twarz
Nadszedł taki czas
By wreszcie płomień pod mym stosem
Całkiem zgasł

Żyda częstujesz wieprzowiną
A gejowi zafundujesz coming out
I jeżeli nikt cię przed tym nie powstrzyma
To na siłę uszczęśliwisz cały świat

Na nic wysoka barykada
Nie ma sensu nawet ryglowanie drzwi
Kto będzie inny musi wypaść z gry
Bo reguły ustanawiasz zawsze ty

Pokój własny masz...

Skoro już wchodzisz zdejmij buty
Dobrze się zastanów zanim obudzisz mnie
W moim ciele ostre kolce tkwią zatrute więc
Jeśli dotkniesz choćby lekko to popłynie krew


ŚWIĘTE
Jedna przy stole siedzi zmęczona-żeby tak
Chciał ją z miłości wziąć ktoś w ramiona-miałby raj
Ciężko pracuje bo jak tu spać
Za szybko mijają noce
I nie udaje świętej bo przecież po co grać

Druga na ścianie wisi oszklona-żeby tak
Pozbawił ją ktoś nim całkiem zblednie złotych ram
Nie jest to łatwe zajęcie by
Narzekań pierwszej wciąż słuchać
Zwłaszcza że po nich wcale się nie da nocą spać

Która z nich byłaby najlepszą świętą
Co znaczy życie bez skazy
Kto w niebie zostać ma a kto wyklęty
Kto winy powinien zważyć
Czy któraś może powiedzieć o sobie
Że lepiej już się nie dało
Co jest ważniejszą za życia ozdobą
Czy dusza czy może ciało

Jedna przy winie pełna goryczy-za co tak?
Uczynków dobrych by się zebrało cały szmat
Kto to doceni kto prawdę zna
Tak rzadko myślę o sobie
I godność swoją-trudno uwierzyć-przecież mam

Drugiej z obrazu ciągle się kręci w oku łza
Powinna była lepiej i więcej-teraz ma żal
Nad piękną duszą zapłakać czas
Mogła być jeszcze piękniejsza
Nie czas udawać świętej gdy jeszcze tyle zła

KLONATOR
Oddam kilka swoich komórek by w zamian
Pozbyć się kłopotów co dręczą mnie
Nie odczuję zmiany bo strata niewielka
Skoro ciągle żyję to łatwy gest

Nie mam genetycznie poważnych obciążeń
Tyle musi wystarczyć mu na start
Więc powstanie klon czyli prawdziwy człowiek
Ja zostanę w domu on pójdzie w świat

Zgaś uśmiech tam
Gdzie nad szczerość stawia się pozory
Walcz z tymi co
Wciąż mordują dobry ton
Chwytaj za słowo gdy
Zechce cię ktoś podły upokorzyć
Spraw proszę bym
Ciągle mogła sobą być

Wymyśliłam misję-dam ci na nią czas
Ale nie popełniaj błędów tych co ja

Jeśli nagle wpadniesz pomiędzy złe wrony
Liczę że nie one zakraczą cię

Sępy co cię zwietrzą też musisz pokonać
Wtedy twoje życie mieć będzie sens

Zgaś uśmiech...

I nie musisz uczyć się ani pracować
Mogłoby to nawet zaszkodzić ci
Lecz postaraj się ścieżki tym wyprostować
Co bez śladów na ciele lubią bić

Nawet jeśli się już wyeksploatujesz
To odnowię cię młodym DNA
Bo stwarzanie ciebie wciąż mniej mnie kosztuje
Niż policzek co go wymierzać mam

Zgaś uśmiech...

SEX TELEFON
Prosty cel-pogadać chcę
Tele sex na minut pięć
Muszę wybrać numer twój
Starań brak więc łatwy łup

Płacę i wymagam byś
Zdobył mnie na parę chwil
Chcę uwierzyć że to ty
Zmysłów szał obrócisz w pył

Męski głos uprzedza mnie
Nietypowy lubi sex
Gdy udręki bliski kres
Czyta mi niełatwy wiersz

Rilke Sexton Lowell Frost
Czemu nie chcesz mówić wprost
Czemu się nade mną znęcasz
Nie tak miałeś mnie zadręczać

Słucham już od paru dni
Kiedy puenta pytać wstyd...

TRAMWAJ ZWANY PODĄŻANIEM
W pełnym biegu wsiadam
Już się nie zagapię
Zakasuję wszystkich
Nigdy mnie nie złapią
Jadę sama tym tramwajem
Będę na pętli tuż przed
podążaniem

Gdy zostajesz w tyle
Prawda w oczy kole
Lecz na pełnym gazie
Nie ma cię co boleć

Jadę...

Jakby się nie spieszyć
I na szczęście liczyć
O krok mnie wyprzedza
Zwykły motorniczy

Jadę...

MONETA
Czekam tam gdzie upadłam
Ulica schody chodnik parking albo stadion
Przecież nie muszę leżeć
Wystarczy żeby zechciał we mnie ktoś uwierzyć

Jestem wciąż trochę warta
Chociaż mnie wydarła z czyichś spodni losu karta
Może nominał skromny
Ale mój duch tuż pod awersem tkwi ogromny

Chodzisz sobą zmęczony
I mógłbyś umrzeć choćby dziś lecz za miliony
One wciąż tkwią w mennicy
A ja tymczasem choć dziewica na ulicy

Kopiesz po trotuarze
Zaledwie małą cząstkę o fortunie marzeń
Nie chcesz mieć mnie przy sobie
Więc skromnym kołem dalej staczam się

Pochyl się
Z ziemi podnieś właśnie mnie
Czasem warto dla dwóch groszy
Zrobić jakiś ludzki gest

Leżę czyżby daremnie?
Zaczynam myśleć że świat mógłby żyć beze mnie
Lepiej trwać monotonnie
Czy może wierzyć w szczęście późne lecz dozgonne?

Stopa niezbyt wysoka
Lecz nie tak niska żeby mogła mnie pokochać
Zbliża się nieuchronnie
Czy zechce podnieść czy też może przejdzie po mnie?
Nowe już mam schronienie
Lecz liczę się z tym że na drobne mnie rozmieni
Przecież za szczęście proste
Zapłacić słono przyszło wielu moim siostrom

Ty chociaż mnie nie chciałeś
Żałujesz teraz bo już wiesz jak wiele miałeś
Dobra moneta zawsze
Jest lepsza gdy ją inny ma

BLIZNA
Jeśli nosisz w sobie ból
Nie pomogą ci
Utlenionej wody smak
I gencjany łyk

Bliznę masz
Pomimo że zaleczył ranę lekarz czas
I choćbyś bardzo chciał
Za żadną cenę nie pozbędziesz się jej sam
Bo ona będzie tkwić
Gdzieś w twojej głowie aż do końca ziemskich dni
I z tobą zniknie lecz
Na twardej ziemi pozostaniesz blizną ty

Gołym okiem nie ma szans
Poznać ile masz
Szwów wrośniętych w ciebie jak
Morze wrosło w piach

Szumisz nad cierpieniem swym
Falą bijesz ląd
Silny będziesz tylko gdy
Pójdziesz raz na dno

Bliznę masz...

ANIOŁEK
W świecie dziwnym jak każdy z nas
Nie od razu rozpoznasz go
Jeśli oczy niewinne masz
Tacy jak on przy tobie tkwią
Nim zechcesz ich na lepsze zmieniać
Pomyśl dlaczego tacy są

Proszę cię odowiedz mi czy
Ktoś dobry bywa zły
Oddaj głowę za to że wiesz
Co dobre a co nie
Wierzę w diabły takie jak ja
Wciąż nieskończenie
Przed aniołkiem ty obroń
Mnie swym ramieniem
I nie próbuj wymyślać że
Na zmartwienia lepsi niż sen
Jeśli oczy przytomne masz
Zauważysz ich nieludzką twarz
Zakreślają w twym kalendarzu
Wciąż coraz więcej smutnych dat

Proszę cię...

Małe ofiary
Składam bo przecież
Jeśli zechcesz
Możesz odlecieć
Już nie będę ci ciężarem
Zawsze cię wysłucham
Rozwiń skrzydła swoje białe
Wtedy ci zaufam

Nim nastanie wasz sądny dzień
On na palcach wycofa się
Jeśli oczy otwarte masz
Apokalipsy zobaczysz czas
Nim na amen wszystko stratuje
Zrozum że anioł nie robi tak

Proszę cię...

ZOO
Pośród drutów kolczastych i zamkniętych bram
Wlecze żal po podciętym ogonie paw
Puma leży na ziemi wpółżywa i zakrywa pięścią smutne oczy
Nie wstyd wam

Dziesięć kroków do przodu i dwadzieścia w bok
Wije się po betonie małżeństwo fok
Lew wspomina uparcie jak walczył będąc królem świata jednak uległ
Póki co

Wyobraź sobie proszę klatkę ciasną
I że krata tylko oknem jest na świat
Kto zechce może twoje życie mieć na własność
I samotny jesteś chociaż nigdy sam

Może mają w marzeniach swych pomimo ran
Desperacki i ponoć nieludzki plan
Żeby wziąć swoich widzów choć zdziwionych nagłą zmianą pod ochronę
Choćby w snach

Mięso rzucą surowe pod nogi nam
Oczy zaślepi flesza znajomy blask
Palcem wytkną Ci każdą choć banalnie małą lecz niedoskonałość
No i jak?


Rate this interpretation
contributions:
Gnominka
Gnominka
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    sasasasadsd
    lipa gdzie taby!!!

    · Report · 17 years ago