Mów mi Banksy Michał Kuc
Lyrics
(Ok. Wiem że nie wyglądam na kogoś kto się ciągle smuci,
że wyglądam na takiego, którego kawałki mogą być tylko o dojściu do celu,
o tym że życie jest bajką ale każdy ma te czarne momenty, te czarne momenty...)
Zrozpaczone dziecko nagle opuściło celę,
iść jak najdalej to było jego celem
Lokalne więzienie, tajny ośrodek piekła,
gdzie każda sekunda to godzinna męka,
jego blada ręka z własną krwią na palcach,
dotyka murali istniejących już od marca,
niewinny uśmiech starca zsyła mu krzyż na drogę,
wiedząc, że dzieciak będzie miał spotkanie z bogiem
Nieważne ile w sobie szczęścia mam,
Nieważne ile w sobie nosze ran,
Nieważne ile wokół ludzi mam,
Nieważne jak nazywasz mnie od lat,
Chcą mnie tu dawać, bez żadnej szansy, Mów mi Banksy
Zbyt dużo myśli, za mało słów by je wypowiedzieć
Zbyt dużo zła by móc mu sprostać w biedzie
Zbyt dużo smutku dla tak małego chłopca,
którego serce nawet nie należy do ojca
Ta droga nie ma końca, ludzie to słudzy diabła
oraz niewinne dziecko, którego miłość jest martwa
życie to matnia, spójrz na te dziecko,
pierwsze rany zadane, kiedy ty zapijałeś przeszłość.
W życiu było ci ciężko, bo niby miałeś doła,
Alko, Seks i szkoła oraz brak wiary w Boga
Twoja silna wola, wola niższego pokroju,
sam w czarnym pokoju, kiedy on nie miał domu
Na co to komu, na co te puste słowa, życiowe bagno, w którym on tkwił do kolan
To była jego pora, szkoda, że bez szansy nad jego głową graffiti Mów mi Banksy
Nieważne ile w sobie szczęścia mam,
Nieważne ile w sobie nosze ran,
Nieważne ile wokół ludzi mam,
Nieważne jak nazywasz mnie od lat,
Chcą mnie tu dawać, bez żadnej szansy, Mów mi Banksy...
(W życiu zachodzi taki moment, kiedy chcemy się poddać ale
nigdy nie zachodzi taki moment, że musimy się poddać
To jest właśnie piękne, dlatego ten kawałek nie miał być smutny,
miał być po prostu prawdziwy.)
że wyglądam na takiego, którego kawałki mogą być tylko o dojściu do celu,
o tym że życie jest bajką ale każdy ma te czarne momenty, te czarne momenty...)
Zrozpaczone dziecko nagle opuściło celę,
iść jak najdalej to było jego celem
Lokalne więzienie, tajny ośrodek piekła,
gdzie każda sekunda to godzinna męka,
jego blada ręka z własną krwią na palcach,
dotyka murali istniejących już od marca,
niewinny uśmiech starca zsyła mu krzyż na drogę,
wiedząc, że dzieciak będzie miał spotkanie z bogiem
Nieważne ile w sobie szczęścia mam,
Nieważne ile w sobie nosze ran,
Nieważne ile wokół ludzi mam,
Nieważne jak nazywasz mnie od lat,
Chcą mnie tu dawać, bez żadnej szansy, Mów mi Banksy
Zbyt dużo myśli, za mało słów by je wypowiedzieć
Zbyt dużo zła by móc mu sprostać w biedzie
Zbyt dużo smutku dla tak małego chłopca,
którego serce nawet nie należy do ojca
Ta droga nie ma końca, ludzie to słudzy diabła
oraz niewinne dziecko, którego miłość jest martwa
życie to matnia, spójrz na te dziecko,
pierwsze rany zadane, kiedy ty zapijałeś przeszłość.
W życiu było ci ciężko, bo niby miałeś doła,
Alko, Seks i szkoła oraz brak wiary w Boga
Twoja silna wola, wola niższego pokroju,
sam w czarnym pokoju, kiedy on nie miał domu
Na co to komu, na co te puste słowa, życiowe bagno, w którym on tkwił do kolan
To była jego pora, szkoda, że bez szansy nad jego głową graffiti Mów mi Banksy
Nieważne ile w sobie szczęścia mam,
Nieważne ile w sobie nosze ran,
Nieważne ile wokół ludzi mam,
Nieważne jak nazywasz mnie od lat,
Chcą mnie tu dawać, bez żadnej szansy, Mów mi Banksy...
(W życiu zachodzi taki moment, kiedy chcemy się poddać ale
nigdy nie zachodzi taki moment, że musimy się poddać
To jest właśnie piękne, dlatego ten kawałek nie miał być smutny,
miał być po prostu prawdziwy.)
contributions: