Krew Na Chodnikach ft.Praktis, Te-Tris Michał Kisiel
Lyrics
[Michał Kisiel]
(Ohh) deszcze, niespokojne przerwał oddech, potargał wiatr,
kolejny raz, schronienia brak, (haa),
wydać demo, czy to przyniesie korzyść,
jak nuda, nie moc, jak wóda, szczerość, (ohh).
Mam zasadę, nie ufam ściemą,
przez nie upadł panteon, ile w tym prawdy, zero,
rodzę wersy w mieście, gdzie ludzie rodzą przemoc,
jak mamy grać, to trudno, wolę być stwórcą.
Mam sny, w których widzę przyszłość,
słyszę w nich teraz ty, przeciwność, to deja vu,
w mym umyśle, taka tez tkwi,
świat to wieża krwi, spokoju łatwo nie da ci.
To wolny proces, najpierw nogi potem ręce,
powoli konsekwentnie, topisz się w niej,
biorę wdech, wciąż oddycham,
i modlę się za tą wylaną krew, na chodnikach.
Ref.2x
Planeta kręci się, lecz traci rozpęd,
diabeł nam wmawia że go nie ma, to podstęp,
dręczą nas sny, tysiące oddechów,
my, dzieci miasta grzechu.
Papier zabija, i z stąd nie jest kontekst,
im większy hajs, tym większe zbrodnie,
stracone dni, otwarte rany,
budzimy się w krwi, tak samo jak zasypiamy.
[Praktis]
Piszę do ciebie i ciepie, potencjalny odbiorco,
mimo że może tego nie wiesz, mijamy się non stop,
w naszych sercach debet, przykro to przyznać,
że gdy poznajemy siebie, to tylko po bliznach.
Iskra w nas, czas ją zabija jak fanatyk zbrodni,
w oczach skrawki lat, miesięcy, tygodni,
nie różnie się od nich, mam kartki i rap,
oni mówią mi jak, mogę od dna się odbić.
Odbija chodnik, echo, łamanych kości,
padł telefon, kolejny wieczór w samotności,
strach i beton, z nieba hajs nie spada na ziemię,
nie ma nas, chociaż chcemy nie wracamy z odzewem.
Pierdolona duma, spala resztę uczuć,
wojna słów, uczę się skrupów, zanim wyjdę na bruk,
patrzę na twarze, nie na marki butów, nie ma cię tu,
podtrzymują mnie na duchu, moje marzenia ze snu.
Ref.2x
Planeta kręci się, lecz traci rozpęd,
diabeł nam wmawia że go nie ma, to podstęp,
dręczą nas sny, tysiące oddechów,
my, dzieci miasta grzechu.
Papier zabija, i z stąd nie jest kontekst,
im większy hajs, tym większe zbrodnie,
stracone dni, otwarte rany,
budzimy się w krwi, tak samo jak zasypiamy.
[Te-Tris]
Im dalej w las, tym więcej drzew, proszę głupcy,
a co powiecie kiedy życie, trafia w środek dżungli,
na barkach tyle, że mam wrażenie niosę trumny,
wszystkich dni, w których wygrał pociąg do destrukcji.
Świt, budzi tak samo, razi tak samo,
embrion dojrzał ale, krwawi tak samo,
czuje ból, gdy zmieniam swój sen na interes,
i już nie wiem, czy cel lotów dla mnie to nie nani level.
Za tym chlebem, gotowy pójść na igrzyska,
o głowy skracać, wracać, klucz na wyzwiska,
umrzeć z pragnienia, czy patrzeć dumnie,
czy lizać krew z diamentów, pod Johannesburgiem.
Zostaje tu gdzie żyje, zostaje tu gdzie byłem,
nie muszę być płotką, nie jestem rekinem,
serce bije mocniej, niż, hakiem czy prostym,
wycieram krew z spod nosa, nim spadnie na chodnik.
(Ohh) deszcze, niespokojne przerwał oddech, potargał wiatr,
kolejny raz, schronienia brak, (haa),
wydać demo, czy to przyniesie korzyść,
jak nuda, nie moc, jak wóda, szczerość, (ohh).
Mam zasadę, nie ufam ściemą,
przez nie upadł panteon, ile w tym prawdy, zero,
rodzę wersy w mieście, gdzie ludzie rodzą przemoc,
jak mamy grać, to trudno, wolę być stwórcą.
Mam sny, w których widzę przyszłość,
słyszę w nich teraz ty, przeciwność, to deja vu,
w mym umyśle, taka tez tkwi,
świat to wieża krwi, spokoju łatwo nie da ci.
To wolny proces, najpierw nogi potem ręce,
powoli konsekwentnie, topisz się w niej,
biorę wdech, wciąż oddycham,
i modlę się za tą wylaną krew, na chodnikach.
Ref.2x
Planeta kręci się, lecz traci rozpęd,
diabeł nam wmawia że go nie ma, to podstęp,
dręczą nas sny, tysiące oddechów,
my, dzieci miasta grzechu.
Papier zabija, i z stąd nie jest kontekst,
im większy hajs, tym większe zbrodnie,
stracone dni, otwarte rany,
budzimy się w krwi, tak samo jak zasypiamy.
[Praktis]
Piszę do ciebie i ciepie, potencjalny odbiorco,
mimo że może tego nie wiesz, mijamy się non stop,
w naszych sercach debet, przykro to przyznać,
że gdy poznajemy siebie, to tylko po bliznach.
Iskra w nas, czas ją zabija jak fanatyk zbrodni,
w oczach skrawki lat, miesięcy, tygodni,
nie różnie się od nich, mam kartki i rap,
oni mówią mi jak, mogę od dna się odbić.
Odbija chodnik, echo, łamanych kości,
padł telefon, kolejny wieczór w samotności,
strach i beton, z nieba hajs nie spada na ziemię,
nie ma nas, chociaż chcemy nie wracamy z odzewem.
Pierdolona duma, spala resztę uczuć,
wojna słów, uczę się skrupów, zanim wyjdę na bruk,
patrzę na twarze, nie na marki butów, nie ma cię tu,
podtrzymują mnie na duchu, moje marzenia ze snu.
Ref.2x
Planeta kręci się, lecz traci rozpęd,
diabeł nam wmawia że go nie ma, to podstęp,
dręczą nas sny, tysiące oddechów,
my, dzieci miasta grzechu.
Papier zabija, i z stąd nie jest kontekst,
im większy hajs, tym większe zbrodnie,
stracone dni, otwarte rany,
budzimy się w krwi, tak samo jak zasypiamy.
[Te-Tris]
Im dalej w las, tym więcej drzew, proszę głupcy,
a co powiecie kiedy życie, trafia w środek dżungli,
na barkach tyle, że mam wrażenie niosę trumny,
wszystkich dni, w których wygrał pociąg do destrukcji.
Świt, budzi tak samo, razi tak samo,
embrion dojrzał ale, krwawi tak samo,
czuje ból, gdy zmieniam swój sen na interes,
i już nie wiem, czy cel lotów dla mnie to nie nani level.
Za tym chlebem, gotowy pójść na igrzyska,
o głowy skracać, wracać, klucz na wyzwiska,
umrzeć z pragnienia, czy patrzeć dumnie,
czy lizać krew z diamentów, pod Johannesburgiem.
Zostaje tu gdzie żyje, zostaje tu gdzie byłem,
nie muszę być płotką, nie jestem rekinem,
serce bije mocniej, niż, hakiem czy prostym,
wycieram krew z spod nosa, nim spadnie na chodnik.
contributions:
Most popular songs Michał Kisiel
Similar artists
Żyt Toster
13 song