Ruskich nie ma Marek Kondrat
Lyrics
-
2 ratings
Są ludzie, co za punkt honoru
Mają w Marriotcie lub w Wiktorii
A ja sobie każdego wieczoru
Idę do baru mlecznej kategorii
Niech tam sztywniaki siedzą drętwo przy obrusach
I sztućcach – mnie to obce jest jak belka oku
Ja lubię wymaglować się porządnie w autobusach
I w barze kategorii mlecznej siąść o zmroku
Bo ja uwielbiam bary mleczne w porze lunchu
Czy znasz li drugi kraj, gdzie takie mleczne bary,
Gdzie barostessy głos przedziera się jak krzyk Komanczów
Przez wonny bukiet ścier i kapuścianej pary?
„Ruskich nie ma!” – pieści moje ucho,
„Ruskie się skończyły!” – chciwie chłonę,
„Ruskie wyszły!” – a ja wtedy płonę
Radością i nadzieją, rosnę duchem.
I kiedy sen podżera me kotlety z jajka,
A szmatostessa z wiadra chlust! pod nogi mi,
Ten głos z okienka brzmi jak jakaś bajka,
Jak najszczęśliwsze zwiastowanie brzmi.
„Ruskich nie ma!” – łowi moje ucho,
„Ruskie się skończyły!” – chciwie chłonę
„Ruskie wyszły!” – a ja żyję, płonę
Radością i nadzieją, rosnę duchem.
Nic to, że w ustach rosną z kwaśnym serem szare kluski,
Nic, że się czujesz, jakby ktoś cię bił po twarzy,
Że jesteś kundlem, wszystko jedna chwila zrównoważy,
Gdy wreszcie ktoś ogłosi: „Nie ma ruskich”.
I choć ostatni konsumenci z baru wyszli,
Ja siedzę, kołysany ściery pluskiem
Po to, by kiedy zawołają „Kto chciał ruskie?”,
Odkrzyknąć: „Nikt ich nie chciał, same przyszli!”
„Ruskie wyszły!” – brzmi w mych uszach jak muzyka,
„Ruskie się skończyły!” – słuch mój pije,
„Ruskich nie ma!” – spazm radości mnie zatyka,
„Ruskich juz nie będzie!” - teraz żyję.
Mają w Marriotcie lub w Wiktorii
A ja sobie każdego wieczoru
Idę do baru mlecznej kategorii
Niech tam sztywniaki siedzą drętwo przy obrusach
I sztućcach – mnie to obce jest jak belka oku
Ja lubię wymaglować się porządnie w autobusach
I w barze kategorii mlecznej siąść o zmroku
Bo ja uwielbiam bary mleczne w porze lunchu
Czy znasz li drugi kraj, gdzie takie mleczne bary,
Gdzie barostessy głos przedziera się jak krzyk Komanczów
Przez wonny bukiet ścier i kapuścianej pary?
„Ruskich nie ma!” – pieści moje ucho,
„Ruskie się skończyły!” – chciwie chłonę,
„Ruskie wyszły!” – a ja wtedy płonę
Radością i nadzieją, rosnę duchem.
I kiedy sen podżera me kotlety z jajka,
A szmatostessa z wiadra chlust! pod nogi mi,
Ten głos z okienka brzmi jak jakaś bajka,
Jak najszczęśliwsze zwiastowanie brzmi.
„Ruskich nie ma!” – łowi moje ucho,
„Ruskie się skończyły!” – chciwie chłonę
„Ruskie wyszły!” – a ja żyję, płonę
Radością i nadzieją, rosnę duchem.
Nic to, że w ustach rosną z kwaśnym serem szare kluski,
Nic, że się czujesz, jakby ktoś cię bił po twarzy,
Że jesteś kundlem, wszystko jedna chwila zrównoważy,
Gdy wreszcie ktoś ogłosi: „Nie ma ruskich”.
I choć ostatni konsumenci z baru wyszli,
Ja siedzę, kołysany ściery pluskiem
Po to, by kiedy zawołają „Kto chciał ruskie?”,
Odkrzyknąć: „Nikt ich nie chciał, same przyszli!”
„Ruskie wyszły!” – brzmi w mych uszach jak muzyka,
„Ruskie się skończyły!” – słuch mój pije,
„Ruskich nie ma!” – spazm radości mnie zatyka,
„Ruskich juz nie będzie!” - teraz żyję.