Jednoaktówka jesienna z życia okulisty Marcin Januszkiewicz
Lyrics
A tu jesień, lecą liście, na podłogę oczywiście, a najbardziej okuliście...
Jednoaktówka jesienna z życia okulisty
Nad przychodnią wiatr zagwizdał
Ciche requiem zwiędłym kwiatom
Nie dopatrzył okulista
A tu przeleciało lato
A tu jesień, lecą liście...
Wszystkie dioptrie już roztrwonił
Nie trafiło na biednego
Komu trzeba uświadomił
Co źle widzi i dlaczego
A tu jesień, lecą liście, na podłogę oczywiście, a najbardziej okuliście...
Odsłona druga
Dawno temu, chyba wiosną
Kogoś szczerze umiłował
Lecz do czynów już nie doszło
Były tylko ciepłe słowa
I już jesień lecą liście...
Ona anioł czarnobrewy
Żółta suknia, zgrabny fezik
Miała minus cztery w lewym
I dyskretny, zbieżny zezik
A tu jesień, lecą liście, na podłogę oczywiście, a najbardziej okuliście...
Odsłona trzecia
Niebem chmury się mozolą
I ostatni padł słonecznik
Załkał cicho nad swą dolą
Specjalista i społecznik
A tu jesień, lecą liście...
Z dębem wiatry grają w wista
Babie lato nici przędzie
Poczerwieniał okulista
I opadły mu żołędzie
Oj dyna dyna, kurtyna!!!
Jednoaktówka jesienna z życia okulisty
Nad przychodnią wiatr zagwizdał
Ciche requiem zwiędłym kwiatom
Nie dopatrzył okulista
A tu przeleciało lato
A tu jesień, lecą liście...
Wszystkie dioptrie już roztrwonił
Nie trafiło na biednego
Komu trzeba uświadomił
Co źle widzi i dlaczego
A tu jesień, lecą liście, na podłogę oczywiście, a najbardziej okuliście...
Odsłona druga
Dawno temu, chyba wiosną
Kogoś szczerze umiłował
Lecz do czynów już nie doszło
Były tylko ciepłe słowa
I już jesień lecą liście...
Ona anioł czarnobrewy
Żółta suknia, zgrabny fezik
Miała minus cztery w lewym
I dyskretny, zbieżny zezik
A tu jesień, lecą liście, na podłogę oczywiście, a najbardziej okuliście...
Odsłona trzecia
Niebem chmury się mozolą
I ostatni padł słonecznik
Załkał cicho nad swą dolą
Specjalista i społecznik
A tu jesień, lecą liście...
Z dębem wiatry grają w wista
Babie lato nici przędzie
Poczerwieniał okulista
I opadły mu żołędzie
Oj dyna dyna, kurtyna!!!