Mała rewolucjonistka Leszek Wójtowicz
Lyrics
Co się z tobą porobiło
Mała rewolucjonistko
Co się z tobą porobiło przez ten czas
W twoich słowach tyle było
Wzruszających ciepłych iskier
Jakbyś niosła w sobie niegasnący blask
Skąd ta szklanka spirytusu
Której wypić nie potrafisz
Skąd ta gorycz co w kącikach oczu tkwi
I ten grymas chorej duszy
Brzydki ślad na fotografiach
I ta nuta co fałszywie w śmiechu brzmi
Na początku było prosto
Wolność działa jak narkotyk
Uwierzyłaś że nareszcie umarł strach
Ale potem poszło ostro
Przesłuchania i powroty
Na ulicach śmierdział milicyjny gaz
Zacisnęłaś mocno dłonie
Powiedziałaś – nie ma sprawy
To przeminie to nie może długo trwać
To na Boga nie jest koniec
Starczy wiary i odwagi
A poza tym patrzy na nas cały świat
Tak nadeszły czasy dziwne
W kolorycie czarno-białym
Ty poznałaś aż do bólu kto jest kto
Ten na przykład zwykłe bydlę
Tamten godzien jest pochwały
Dookoła czai się podstępne zło
Ktoś zaczynał robić forsę
Ktoś wyjechał niespodzianie
Ktoś apele dramatyczne słał zza krat
Ktoś powiedział – ja tu rządzę
Ktoś wyszeptał – zawracamy
A tymczasem tobie przybywało lat
System pękał delikatnie
Kto by zresztą się spodziewał
Że tak wiele można zmienić tu bez krwi
Zaśpiewali – „bój ostatni”
Ty słuchałaś tego śpiewu
I zaczęłaś śnić od nowa dobre sny
Sny wyblakły bardzo szybko
Tak to bywa z marzeniami
Rzeczywistość ukazała krzywą twarz
Najpierw diabli wzięli wszystko
Potem słowa jak dynamit
Ty naiwna powiedz sama skąd to znasz
Co się z tobą porobiło
Mała rewolucjonistko
Co się z tobą porobiło przez ten czas
Coś po prostu się skończyło
Krystaliczne źródło wyschło
Jak uwierzyć że wytryśnie jeszcze raz
Bardzo proszę otrzyj oczy
Tusz paskudnie się rozmazał
Na te łzy od dawna czeka głupców stu
Pomyśl jak na przekór nocy
Świt uparcie się rozjarza
I pamiętaj w razie czego jestem tu…
Mała rewolucjonistko
Co się z tobą porobiło przez ten czas
W twoich słowach tyle było
Wzruszających ciepłych iskier
Jakbyś niosła w sobie niegasnący blask
Skąd ta szklanka spirytusu
Której wypić nie potrafisz
Skąd ta gorycz co w kącikach oczu tkwi
I ten grymas chorej duszy
Brzydki ślad na fotografiach
I ta nuta co fałszywie w śmiechu brzmi
Na początku było prosto
Wolność działa jak narkotyk
Uwierzyłaś że nareszcie umarł strach
Ale potem poszło ostro
Przesłuchania i powroty
Na ulicach śmierdział milicyjny gaz
Zacisnęłaś mocno dłonie
Powiedziałaś – nie ma sprawy
To przeminie to nie może długo trwać
To na Boga nie jest koniec
Starczy wiary i odwagi
A poza tym patrzy na nas cały świat
Tak nadeszły czasy dziwne
W kolorycie czarno-białym
Ty poznałaś aż do bólu kto jest kto
Ten na przykład zwykłe bydlę
Tamten godzien jest pochwały
Dookoła czai się podstępne zło
Ktoś zaczynał robić forsę
Ktoś wyjechał niespodzianie
Ktoś apele dramatyczne słał zza krat
Ktoś powiedział – ja tu rządzę
Ktoś wyszeptał – zawracamy
A tymczasem tobie przybywało lat
System pękał delikatnie
Kto by zresztą się spodziewał
Że tak wiele można zmienić tu bez krwi
Zaśpiewali – „bój ostatni”
Ty słuchałaś tego śpiewu
I zaczęłaś śnić od nowa dobre sny
Sny wyblakły bardzo szybko
Tak to bywa z marzeniami
Rzeczywistość ukazała krzywą twarz
Najpierw diabli wzięli wszystko
Potem słowa jak dynamit
Ty naiwna powiedz sama skąd to znasz
Co się z tobą porobiło
Mała rewolucjonistko
Co się z tobą porobiło przez ten czas
Coś po prostu się skończyło
Krystaliczne źródło wyschło
Jak uwierzyć że wytryśnie jeszcze raz
Bardzo proszę otrzyj oczy
Tusz paskudnie się rozmazał
Na te łzy od dawna czeka głupców stu
Pomyśl jak na przekór nocy
Świt uparcie się rozjarza
I pamiętaj w razie czego jestem tu…
contributions: