Monte Cassino Lech Makowiecki
Lyrics and guitar chords
-
3 favorites
Byłem tam kiedyś ubogi pielgrzym
Turysta z Polski klasy „B”
Na mym plecaku wściekle czerwonym
Rozpięty orzeł bieli się
Sypnął mi piachem mijając w pędzie
Z literką D Mercedes cud
Zboczyłem z drogi by siły zebrać
I w cieniu góry znaleźć chłód
Nade mną klasztor - cel i przeznaczenie
Na stromym wzgórzu dumnie trwał
Piąłem się w górę, jak Syzyf wytrwale
czepiając się rozgrzanych skał
Ktoś tu przede mną, kiedyś się wspinał
zdzierał paznokcie aż do krwi
Znalazłem łuski i hełm rozstrzelany
pokryty kurzem rudej rdzy
I wtedy nagle - spłynęła na mnie
siła nadludzka, dziki gniew
Biegłem ku niebu, miotając przekleństwa
Szaleństwo chwili - płacz i śmiech
Kiedy w euforii - brudny, spocony
zdobyłem ten piekielny stok
Poczułem na sobie (do dziś to pamiętam)
czyjś zimny i szyderczy wzrok
Podniosłem oczy, coś we mnie pękło
Tamten ze strachem - cofnął się
Skrył swą pogardę za szybą czarną
merca ze znaczkiem „D”
Z gardłem ściśniętym, niby pijany
Ku rzędom krzyży szedłem sam
W ręku trzymałem bukiecik maków
Zerwany gdzieś na zboczu – tam
Bóg litościwy - słońce przysłonił
chmurami ciężkimi od dżdżu
Twarz wystawiłem na chłodne krople
gorączka mijała już
Przede mną była droga daleka
z której pozostał dziś mi:
w starym paszporcie zasuszony
płatek czerwony od krwi...
Am
C
Turysta z Polski klasy „B”
E
Am
Na mym plecaku wściekle czerwonym
C
G
Rozpięty orzeł bieli się
F
E
Sypnął mi piachem mijając w pędzie
F
C
Z literką D Mercedes cud
E
Am
Zboczyłem z drogi by siły zebrać
Am
C
I w cieniu góry znaleźć chłód
F
E
Am
Nade mną klasztor - cel i przeznaczenie
Na stromym wzgórzu dumnie trwał
Piąłem się w górę, jak Syzyf wytrwale
czepiając się rozgrzanych skał
Ktoś tu przede mną, kiedyś się wspinał
zdzierał paznokcie aż do krwi
Znalazłem łuski i hełm rozstrzelany
pokryty kurzem rudej rdzy
I wtedy nagle - spłynęła na mnie
siła nadludzka, dziki gniew
Biegłem ku niebu, miotając przekleństwa
Szaleństwo chwili - płacz i śmiech
Kiedy w euforii - brudny, spocony
zdobyłem ten piekielny stok
Poczułem na sobie (do dziś to pamiętam)
czyjś zimny i szyderczy wzrok
Podniosłem oczy, coś we mnie pękło
Tamten ze strachem - cofnął się
Skrył swą pogardę za szybą czarną
merca ze znaczkiem „D”
Z gardłem ściśniętym, niby pijany
Ku rzędom krzyży szedłem sam
W ręku trzymałem bukiecik maków
Zerwany gdzieś na zboczu – tam
Bóg litościwy - słońce przysłonił
chmurami ciężkimi od dżdżu
Twarz wystawiłem na chłodne krople
gorączka mijała już
Przede mną była droga daleka
z której pozostał dziś mi:
w starym paszporcie zasuszony
płatek czerwony od krwi...
contributions: