Klasztor (Monte Cassino) Lech Makowiecki
Lyrics
Byłem Tam kiedyś - ubogi pielgrzym -
turysta z Polski - klasy „B”.
Na mym plecaku ( wściekle czerwonym),
rozpięty orzeł bielił się…
Sypnął mi piachem, mijając w pędzie
Z literką „D” - mercedes cud
Zboczyłem z drogi by siły zebrać
i w cieniu góry znaleźć chłód…
Nade mną klasztor - cel i przeznaczenie
Na stromym wzgórzu dumnie trwał.
Piąłem się w górę, jak Syzyf wytrwale
czepiając się rozgrzanych skał…
Ktoś tu przede mną, kiedyś się wspinał,
zdzierał paznokcie aż do krwi…
Znalazłem łuski i hełm rozstrzelany,
pokryty kurzem rudej rdzy…
I wtedy nagle - spłynęła na mnie
siła nadludzka, dziki gniew
Biegłem ku niebu, miotając przekleństwa
Szaleństwo chwili - płacz i śmiech.
Kiedy w euforii - brudny, spocony -
zdobyłem ten piekielny stok…
Poczułem na sobie (do dziś to pamiętam),
czyjś zimny i szyderczy wzrok.
Podniosłem oczy, coś we mnie pękło
Tamten ze strachem - cofnął się.
Skrył swą pogardę za szybą czarną,
merca ze znaczkiem „D”
Z gardłem ściśniętym, niby pijany
Ku rzędom krzyży szedłem sam.
W ręku trzymałem bukiecik maków
Zerwany gdzieś na zboczu – tam…
Bóg litościwy - słońce przysłonił,
chmurami ciężkimi od dżdżu…
Twarz wystawiłem na chłodne krople,
gorączka mijała już…
Przede mną była droga daleka,
z której pozostał dziś mi:
w starym paszporcie - zasuszony - płatek czerwony od krwi…
w starym paszporcie - zasuszony - płatek czerwony od krwi…
w starym paszporcie - zasuszony…
turysta z Polski - klasy „B”.
Na mym plecaku ( wściekle czerwonym),
rozpięty orzeł bielił się…
Sypnął mi piachem, mijając w pędzie
Z literką „D” - mercedes cud
Zboczyłem z drogi by siły zebrać
i w cieniu góry znaleźć chłód…
Nade mną klasztor - cel i przeznaczenie
Na stromym wzgórzu dumnie trwał.
Piąłem się w górę, jak Syzyf wytrwale
czepiając się rozgrzanych skał…
Ktoś tu przede mną, kiedyś się wspinał,
zdzierał paznokcie aż do krwi…
Znalazłem łuski i hełm rozstrzelany,
pokryty kurzem rudej rdzy…
I wtedy nagle - spłynęła na mnie
siła nadludzka, dziki gniew
Biegłem ku niebu, miotając przekleństwa
Szaleństwo chwili - płacz i śmiech.
Kiedy w euforii - brudny, spocony -
zdobyłem ten piekielny stok…
Poczułem na sobie (do dziś to pamiętam),
czyjś zimny i szyderczy wzrok.
Podniosłem oczy, coś we mnie pękło
Tamten ze strachem - cofnął się.
Skrył swą pogardę za szybą czarną,
merca ze znaczkiem „D”
Z gardłem ściśniętym, niby pijany
Ku rzędom krzyży szedłem sam.
W ręku trzymałem bukiecik maków
Zerwany gdzieś na zboczu – tam…
Bóg litościwy - słońce przysłonił,
chmurami ciężkimi od dżdżu…
Twarz wystawiłem na chłodne krople,
gorączka mijała już…
Przede mną była droga daleka,
z której pozostał dziś mi:
w starym paszporcie - zasuszony - płatek czerwony od krwi…
w starym paszporcie - zasuszony - płatek czerwony od krwi…
w starym paszporcie - zasuszony…
contributions: