Hamburg Krzysztof Daukszewicz
Lyrics
Proszę państwa, to już miasto Hamburg
Dwa miliony mieszkańców i ZOO Hagenbecka
Port największy w Europie, zabytki zburzone
w czasie wojny, dziś znowu zachwycają człowieka
Czy ktoś jeszcze chce wiedzieć coś na temat Hamburga
Przewodniczka w tej sprawie nieźle oczytana
Ale tłum w autokarze spytał jednocześnie
Gdzie sprzedaje Moszkowicz i gdzie jeansy Montana
Bo i jakie zabytki, kiedy mamy Wawel
A tu już sam Moszkowicz zaprasza do raju
I tabliczka zachęca tu się mówi po polsku
Tu się mówi jak u siebie w kraju
Tu się mówi po polsku
Tu się mówi po polsku
Tu się mówi jak u siebie w kraju
Mnie niestety, niestety za sprawą sił chyba nieczystych
Los podrzucił raz książkę o życiu znanego artysty
Który chociaż na scenie się wyżej odrywał od ziemi
To miał przecież tak samo jak ja dziury w każdej kieszeni
Ów pan pisał, że po to potrzebne pieniądze i sława
Żeby potem do rana, do świtu się pięknie zabawiać
Ale w kraju żył takim, gdzie inna gotówka i nacja
Mnie pieniądze do spodu uczyła wydawać inflacja
Tak więc w dzień gdyśmy wszyscy na redzie stanęli u celu
Moim było pragnieniem by wpaść do któregoś z burdelów
Z oddali ten żar neonów ciągnie jak do pieca
Panienek nie widać jeszcze, jakże to podnieca
Przeliczam więc kilka marek uchowanych z trudem
I wchodzę do baru, a tam siedzą same rude
Pachnące niesamowicie tak jak róże cięte
Ich włosy jak nasze domy przed majowym świętem
Więc miejsca zamawiam jasne i zaczynam targ
A one z uśmiechem do mnie „Najpierw funfzig mark”
O żesz ty
I oni doszli aż do takich cen
„Hej barman, eine piwo i auf wiedersehen”
Ulotki do pornoshopu mocno trzymam w pięści
Na ziemi tysiące innych pod nogami chrzęści
Więc wchodzę do następnego by ponowić próbę
A tutaj, wśród chudych Niemców siedzą same grube
Ein, zwei, drei, la la la la la, hoch, hoch
Ludzie jakie one wszystkie grube
Takie pełne, nalane jak dobre kuflowe z czubem
Każda z nich jak rumiany bochenek, jak jesienna rzepa
Aż rozumiem tych Niemców, gdy mówią, że lubią poklepać
Więc dosiadam do stołu z tą myślą, że idę va banque
Aż się nie chce uwierzyć, że one tez chcą funfzig mark
Ein, zwei, drei, la la la la la, hoch, hoch
Wychodzę, z postanowieniem, kończę tę zabawę
Już lampy uliczne więdną, pora iść na kawę
A wszędzie w zielonych autach, ich zielone gliny
Więc, żeby przeczekać, skręcam – tu same blondyny
Siedzą przy barze, w szyku równo jak we wojsku
I nagle, co ja słyszę – mówi się po polsku
Targować, to jakoś głupio, jakoś nie wypada
„Słuchajcie dziewczyny” – mówię – „Wpadłem tu pogadać”
Raz, dwa, trzy
Pojedziesz do Niemiec i przekonasz się
Co to jest robota, co rodzinny dom
Dwa miliony mieszkańców i ZOO Hagenbecka
Port największy w Europie, zabytki zburzone
w czasie wojny, dziś znowu zachwycają człowieka
Czy ktoś jeszcze chce wiedzieć coś na temat Hamburga
Przewodniczka w tej sprawie nieźle oczytana
Ale tłum w autokarze spytał jednocześnie
Gdzie sprzedaje Moszkowicz i gdzie jeansy Montana
Bo i jakie zabytki, kiedy mamy Wawel
A tu już sam Moszkowicz zaprasza do raju
I tabliczka zachęca tu się mówi po polsku
Tu się mówi jak u siebie w kraju
Tu się mówi po polsku
Tu się mówi po polsku
Tu się mówi jak u siebie w kraju
Mnie niestety, niestety za sprawą sił chyba nieczystych
Los podrzucił raz książkę o życiu znanego artysty
Który chociaż na scenie się wyżej odrywał od ziemi
To miał przecież tak samo jak ja dziury w każdej kieszeni
Ów pan pisał, że po to potrzebne pieniądze i sława
Żeby potem do rana, do świtu się pięknie zabawiać
Ale w kraju żył takim, gdzie inna gotówka i nacja
Mnie pieniądze do spodu uczyła wydawać inflacja
Tak więc w dzień gdyśmy wszyscy na redzie stanęli u celu
Moim było pragnieniem by wpaść do któregoś z burdelów
Z oddali ten żar neonów ciągnie jak do pieca
Panienek nie widać jeszcze, jakże to podnieca
Przeliczam więc kilka marek uchowanych z trudem
I wchodzę do baru, a tam siedzą same rude
Pachnące niesamowicie tak jak róże cięte
Ich włosy jak nasze domy przed majowym świętem
Więc miejsca zamawiam jasne i zaczynam targ
A one z uśmiechem do mnie „Najpierw funfzig mark”
O żesz ty
I oni doszli aż do takich cen
„Hej barman, eine piwo i auf wiedersehen”
Ulotki do pornoshopu mocno trzymam w pięści
Na ziemi tysiące innych pod nogami chrzęści
Więc wchodzę do następnego by ponowić próbę
A tutaj, wśród chudych Niemców siedzą same grube
Ein, zwei, drei, la la la la la, hoch, hoch
Ludzie jakie one wszystkie grube
Takie pełne, nalane jak dobre kuflowe z czubem
Każda z nich jak rumiany bochenek, jak jesienna rzepa
Aż rozumiem tych Niemców, gdy mówią, że lubią poklepać
Więc dosiadam do stołu z tą myślą, że idę va banque
Aż się nie chce uwierzyć, że one tez chcą funfzig mark
Ein, zwei, drei, la la la la la, hoch, hoch
Wychodzę, z postanowieniem, kończę tę zabawę
Już lampy uliczne więdną, pora iść na kawę
A wszędzie w zielonych autach, ich zielone gliny
Więc, żeby przeczekać, skręcam – tu same blondyny
Siedzą przy barze, w szyku równo jak we wojsku
I nagle, co ja słyszę – mówi się po polsku
Targować, to jakoś głupio, jakoś nie wypada
„Słuchajcie dziewczyny” – mówię – „Wpadłem tu pogadać”
Raz, dwa, trzy
Pojedziesz do Niemiec i przekonasz się
Co to jest robota, co rodzinny dom
contributions: