Yes... yes... yes... Kapela Gdańska

Lyrics

  • Song lyrics Redakcja
Raz w Chicago wdowiec Johnny
Życiem poczuł się zmęczony
Rzekł więc w swych przyjaciół gronie:
Chyba będzie już mój koniec

Oh, oh, yes, yes
Czuję bliski życia kres -
Oh, oh, yes, yes
Czuje bliski życia kres

Wszyscy się zmartwili szczerze
Ksiądz odmawia już pacierze
Czeka mowa pogrzebowa
Chcą już Johna ... (?) całować

Oh, oh, yes, yes
Wszystkie oczy pełne łez -
Oh, oh, yes, yes
Wszystkie oczy pełne łez

Na to Johnny, czyli Jaśko
Co to duszę miał warszawską
Krzyknął gromko, z łoża wstając:
Chcę swe kości złożyć w kraju!

Oh, oh, yes, yes
Tam spoczynek dla mnie jest -
Oh, oh, yes, yes
Tam spoczynek jego jest

I zrzucając z siebie wieńce
Dzwoni do travel agency
A po chwili już z walizką
Mknie jak szatan na lotnisko

Oh, oh, yes, yes
Mknie, jakby go ugryzł giez -
Oh, oh, yes, yes
Mknie, jakby go ugryzł giez

Wylądował Jan w Warszawie
I się poczuł trochę żwawiej
A na widok pięknych kobiet
Dziwne chęci odkrył w sobie

Yes, yes, oh, oh
Najpiękniejsze Polki są! -
Yes, yes, oh, oh
Najpiękniejsze Polki są!

Jedną Johnny-Jan pokochał
A na imię miała Zocha
I powiedział: Nawet nago
Wezmę ciebie do Chicago

Oh, oh, yes, yes
Czy mą żoną zostać chcesz? -
Oh, oh, yes, yes
Czy być żoną jego chcesz?

Zocha chciała - odtąd więcej
Jan nie myślał już o śmierci
Duch miał silny, odmłodzony
Chęć do życia i do żony

Yes, yes, oh, oh
Polska żona to jest to! -
Yes, yes, oh, oh
Polska żona to jest to!




Rate this interpretation
contributions:
Redakcja
Redakcja
anonim