Jedziemy na wakacje Kabaret Paranienormalni

Lyrics

  • Song lyrics Pan Wywrotek
Łojojojj!
Łajajajaa!

To jest wakacyjna piosenka man!
Słodko-gorzka piosenka man!
O wakacjach nad polskim morzem!
2014 ręce w górrrrrrrrrrrę!


Wakacje, jedziemy na wakacje,
gdzieś mam Egipt i Chorwację,
(bo co?)
bo Polska większe ma atrakcje.

A więc tak...
Najpierw pakowania dwa tygodnie,
bo ma być wygodnie. Sprzęty, ciuchy, jakieś gry,
balsamy, żele, kremy, dmuchane pontony trzy.
Oczywiście potrzebne jest wszystko,
pokłóciłem się z moją żoną terrorystką,
a ja podobno jestem sadystą,
sąsiedzi mieli niezłe widowisko.
Krzyki i łzy, rozwodziliśmy się nie wiem, razy trzy,
a przed wyjazdem ostatniego dnia,
okazało się co? Że nie mamy z kim zostawić psa.
Trochę się w mnie gotuje, ale urlopu nie zmarnuję.
Ja go sobie nie zepsuję, kurde, z powodu psa?
Sześć walizek, pięć toreb, reklamówki,
rodzina, pies i ja.
Jak ostatni bagaż już domknięto,
jak to zmieścić w cinquecento?

Wakacje, jedziemy na wakacje,
gdzieś mam Egipt i Chorwację,
(bo co?)
bo Polska większe ma atrakcje.

Tak czy nie?
A więc tak,
a więc... ja, pies i rodzina,
zapakowani jak metro w Chinach.
Chcę jechać, odpalam, cisnę gaz
a cinquecento mi zgasł
i wtedy sobie moja żona przypomniała,
że jak jeździła to jej taka czerwona lampka migała.
Werdykt mechanika nie pomaga w biedzie,
"to auto dalej nie pojedzie".
Jestem tak wkurzony, że teść
ratuje mnie przed uduszeniem żony.
Mojej żony tata pożycza nam punto fiata
wreszcie ruszamy, jakoś jest,
ja, żona, dzieci, pies.
W punto w upale upakowani jak śledzie,
powoli te 500 kilometrów jakoś się jedzie.
Poza tym traktor, furmanka, kombajn, znów
rolnik pędzi szosą stado krów.
Gaz, hamulec, hamulec, gaz,
jak na łódce auto szarpie nas.
I tu się taka ciekawostka pojawia:
pies na mnie puścił pawia.

Wakacje, jedziemy na wakacje,
gdzieś mam Egipt i Chorwację,
(bo co?)
bo Polska większe ma atrakcje.

To jeszcze nie koniec, a więc tak...
Ja, pies i rodzina.
Śmierdzi w tym punto jak w metrze w Chinach;
jak byśmy wieźli zepsute owoce,
żona próbuje mnie wytrzeć kocem.
Robię przewiew w aucie dodając gazu
i policja łapie mnie od razu.
"A co to za zapach od pana czuję?"
"Panie władzo, nie piłem, szczerze melduję"
"Nie, nie, to taki zapach bardziej od psa"
Żona w punto niezły ubaw ma.
Pochyla się mundurowy z chytrymi oczami:
"Zapraszam do radiowozu z dokumentami"
"Załatw sprawę", radzi żona.
Z żoną dyskusja wiadomo skończona.
Podchodzę do niego, w ręku mam banknotów zwitek,
a on się zmarszczył i wręcza mi kwitek.
Wracam do punto, kończy się zabawa;
za próbę przekupstwa czeka mnie rozprawa.

Wakacje, jedziemy na wakacje,
gdzieś mam Egipt i Chorwację,
(bo co?)
bo Polska większe ma atrakcje.

Tak czy nie?
A to jeszcze nie koniec.
Jak wreszcie przyjeżdżamy nad morze,
po prostu klasyk - inaczej być nie może.
Haftowana psia jego mać, skończył się upał, zaczęło lać.
Słońca brak, więc degustuję trunków różny smak.
Na parkiecie podryguje, kto młody
na okrągło smażone ryby, gofry, lody.
Jeszcze ten śpiewający sąsiad zza ściany,
drze non stop mordę jak porąbany.
Łyknąłem sobie na odwagę, idę mu zwrócić uwagę,
a on do mnie wyciąga co? Ciupagę.
Spokojnie - góralski bimber taką nazwę miał.
Słusznie, bo nam w głowy nieźle dał.
Jędrek przeżył, bo to wiadomo
góral z Poronina, a mnie szkoda gadać.
Trzy dni później na wydmach znalazła rodzina.
W końcu się jeden dzień upału zdarzył,
bitwa pod Grunwaldem o miejsce na plaży.
Lato, lato i po lecie.
Wracamy pociągiem, punto na lawecie.

Wakacje, jedziemy na wakacje,
gdzieś mam Egipt i Chorwację,
(bo co?)
bo Polska większe ma atrakcje.

Wakacje, tarara
jedziemy na wakacje tarara
gdzieś mam Egipt i Chorwację tarararara
Polska większe ma atrakcje tarara tarara tarara



Rate this interpretation
anonim