Jest codzienne pukanie do drzwi Jarosław Wasik
Lyrics
Jest codzienne pukanie do drzwi
Czasem ciche a czasem natrętne
To nikt nie puka, to serce mi drży
Wiem, to znowu chce przyjść niepojęte
Jest za drzwiami, więc udaje jeszcze nieznane
Kiedyś w drzwi waliło teraz sobą obdarza
Umie pałzy wołać, z niczego stworzyć zamęt
Nie otwieram poczekam, już to umiem na pamięć
Kiedyś drzwi otwierałem na każde pukanie
I wchodziłaś, wchodziłeś, było szumnie i gwarnie
Zaczynało się granie, nieudolne to granie
I czekałem w napięciu, co z tych gestów zostanie
Co zostanie z miłości, co zostanie z przyjaźni
I plątały się słowa w sztuczności nadmiernej
I w tym widzem nie byłem tylko nazbyt uważnie
Sens wyśledziłem, może słowom wierzyłem za wiernie
Jest codzienne pukanie do drzwi
Czasem ciche a czasem natrętne
To nikt nie puka, to sen mi się śni
Wiem, to znowu chce przyjść niepojęte
To kalectwo, ale cofnąć nic już teraz się nie da
Wiem, że jedno zyskałem z tej śmiertelnej powagi
Umiem czasem uchylić wieko ziemi i nieba
Chociaż mówią, że do tego już nie trzeba odwagi
Nauczyłem się jeszcze zdzierać szybko kostiumy
Nadal nadzy,mają nadal dwa wybory
Albo zamknąć się w sobie, lub powiedzieć nie umiem
Nie umiem grać inaczej, bo nie dano nam wzoru
No i poszli sobie, nieliczni zostali
Ale tylko we mnie, ci najbardziej szczerzy
Czasem myślę, czy ktoś z nich gdzieś siebie ocalił
Jeśli słucham tego pukania, to pewnie w to wierzę
Czy kiedyś drzwi otworzę, może są otwarte
Lecz nikt nie przyjdzie, lub przyjdzie byle ktoś
Kto nie usłyszy, milczenia złud stojących na warcie
Drzwi otworzy sam sobie, chyba nikt, czyli los.
Czasem ciche a czasem natrętne
To nikt nie puka, to serce mi drży
Wiem, to znowu chce przyjść niepojęte
Jest za drzwiami, więc udaje jeszcze nieznane
Kiedyś w drzwi waliło teraz sobą obdarza
Umie pałzy wołać, z niczego stworzyć zamęt
Nie otwieram poczekam, już to umiem na pamięć
Kiedyś drzwi otwierałem na każde pukanie
I wchodziłaś, wchodziłeś, było szumnie i gwarnie
Zaczynało się granie, nieudolne to granie
I czekałem w napięciu, co z tych gestów zostanie
Co zostanie z miłości, co zostanie z przyjaźni
I plątały się słowa w sztuczności nadmiernej
I w tym widzem nie byłem tylko nazbyt uważnie
Sens wyśledziłem, może słowom wierzyłem za wiernie
Jest codzienne pukanie do drzwi
Czasem ciche a czasem natrętne
To nikt nie puka, to sen mi się śni
Wiem, to znowu chce przyjść niepojęte
To kalectwo, ale cofnąć nic już teraz się nie da
Wiem, że jedno zyskałem z tej śmiertelnej powagi
Umiem czasem uchylić wieko ziemi i nieba
Chociaż mówią, że do tego już nie trzeba odwagi
Nauczyłem się jeszcze zdzierać szybko kostiumy
Nadal nadzy,mają nadal dwa wybory
Albo zamknąć się w sobie, lub powiedzieć nie umiem
Nie umiem grać inaczej, bo nie dano nam wzoru
No i poszli sobie, nieliczni zostali
Ale tylko we mnie, ci najbardziej szczerzy
Czasem myślę, czy ktoś z nich gdzieś siebie ocalił
Jeśli słucham tego pukania, to pewnie w to wierzę
Czy kiedyś drzwi otworzę, może są otwarte
Lecz nikt nie przyjdzie, lub przyjdzie byle ktoś
Kto nie usłyszy, milczenia złud stojących na warcie
Drzwi otworzy sam sobie, chyba nikt, czyli los.
contributions: