Szedł Atanazy do Anny Janusz Godlewski

Szedł Atanazy do Anny,
Po kostki w rosie Atanazy szedł porannej.
Miał chłopak oczy na plecach,
A szedł do Anny się zalecać, hej!

Słoneczko jasno świeciło,
Prawdopodobnie po to, żeby widno było,
Więc bez trudności odkryło,
Że Atanazy w złym kierunku szedł!

Hop, hop, Atanazy, źle się prowadzisz,
O Atanazy, gdzie ty masz oczy, ojejejej?
Bądź, Atanazy, człowiekiem,
Sam przecież widzisz, że zaszedłeś za daleko,
Bądźże człowiekiem i zawróć,
I od początku do tej Anny idź!

Lecz Atanazy marszowo
Znów szedł do Anny konsekwentnie omyłkowo
Z tym wielkim słońcem nad głową
I skowronkami, co śpiewały tak.

Szedł, jak mu upał pozwalał,
I sam się dziwił, że zbliżając się, oddalał.
O Atanazy, gdzie kroczysz? -
"Tam gdzie mnie wiodą moje oczy, hej!"

Hop, hop, Atanazy, źle się prowadzisz!
O Atanazy, gdzie ty masz oczy, ojejejej?
Szedł Atanazy ku Annie,
Szedł, oddalając się od Anny nieustannie.
Miał chłopak oczy na plecach
I nie powinien się zalecać, nie!

Powinien się zalecać? - nie!
Powinien się zalecać? - nie!
Nie!



Rate this interpretation
Rating of readers: Good 1 vote
anonim