Pieśń naczelnika wydziału grobownictwa Jan Kobuszewski
Lyrics
-
2 ratings
Dziś znów leżałem pod twymi drzwiami,
śnieg mnie całego zasypał,
a w palcie miałem kluczyk od biurka
i kluczyk gdzieś mi wypadł.
Potem podniosłem się i chciałem dzwonić,
lecz dzwonek znów nie działał,
a z dala płynął twój alt stłumiony:
- To dzwoni ten patałach.
Odszedłem. Wziąłem trzy aspiryny,
czytałem "Dziennik Ustaw"...
i marzył mi się świat jakiś inny
oraz odnośne usta.
Ty mnie nie kochasz. Ja to wiem.
I stąd mój smutek wynika.
Podobno już innego masz,
jakoby pułkownika.
On u "Jabłkowskich" kupuje ci,
w ramionach ciebie kacza
i jak do kotka mówi ci-ci,
jakoby u niego dacza.
Przy daczy jest zagłuchły sad,
maliny i tulipany
i też jakoby jego brat
pułkownik dyplomowany.
Znaczy we dwóch będą cię brać,
rozjeżdżać co niedzielę,
a ja w agreście będę stać
i w końcu się zastrzelę.
U mnie rewolwer jest. Ty wiesz.
Ty dobrze wiesz, Tamara.
I pozwolenie także jest,
to znaczy, że się staram.
A ty ot myślisz: "Ot, on drwi,
blaguje o tej kulce..."
A ot zobaczysz: ślady krwi
na jegierowskiej koszulce.
Znaczy w niedzielę. Jeszcze zapłaczesz,
gdy mnie zobaczysz w trumnie...
Nocą podejdę pod twoją daczę
w moim żółcieńkim kościumie.
Ty może będziesz zakąszać w ta pora
swój boeuf a la Strogonoff,
a ja, ot, zrobię z siebie upiora,
znaczy trach! w głowę stęsknioną.
Ty się w ta pora może zaśmiejesz,
pomyślisz: "Może radio?..."
Ja jestem chudy. Wiatr mnie rozniesie
i nigdzie mnie nie znajdą.
(...)
śnieg mnie całego zasypał,
a w palcie miałem kluczyk od biurka
i kluczyk gdzieś mi wypadł.
Potem podniosłem się i chciałem dzwonić,
lecz dzwonek znów nie działał,
a z dala płynął twój alt stłumiony:
- To dzwoni ten patałach.
Odszedłem. Wziąłem trzy aspiryny,
czytałem "Dziennik Ustaw"...
i marzył mi się świat jakiś inny
oraz odnośne usta.
Ty mnie nie kochasz. Ja to wiem.
I stąd mój smutek wynika.
Podobno już innego masz,
jakoby pułkownika.
On u "Jabłkowskich" kupuje ci,
w ramionach ciebie kacza
i jak do kotka mówi ci-ci,
jakoby u niego dacza.
Przy daczy jest zagłuchły sad,
maliny i tulipany
i też jakoby jego brat
pułkownik dyplomowany.
Znaczy we dwóch będą cię brać,
rozjeżdżać co niedzielę,
a ja w agreście będę stać
i w końcu się zastrzelę.
U mnie rewolwer jest. Ty wiesz.
Ty dobrze wiesz, Tamara.
I pozwolenie także jest,
to znaczy, że się staram.
A ty ot myślisz: "Ot, on drwi,
blaguje o tej kulce..."
A ot zobaczysz: ślady krwi
na jegierowskiej koszulce.
Znaczy w niedzielę. Jeszcze zapłaczesz,
gdy mnie zobaczysz w trumnie...
Nocą podejdę pod twoją daczę
w moim żółcieńkim kościumie.
Ty może będziesz zakąszać w ta pora
swój boeuf a la Strogonoff,
a ja, ot, zrobię z siebie upiora,
znaczy trach! w głowę stęsknioną.
Ty się w ta pora może zaśmiejesz,
pomyślisz: "Może radio?..."
Ja jestem chudy. Wiatr mnie rozniesie
i nigdzie mnie nie znajdą.
(...)
contributions: