Sam na sam ze sobą & BJN & Hipis & Koras Ras Jagła
Lyrics
Nocna lampa oświetlała pokój,
przyszedłem po chuj tu,
bo nie po rozum tylko po spokój,
tu stałem w półmroku,
pół kroku odemnie to stali oni,
życzenia serdecznie mogłem pierdolić,
tam gdzie kiedyś stało lustro - pusto teraz,
nie chciałem widzieć twarzy której nienawidze,
a teraz nieraz tak sobie siedzę, i myślę bo wiesz,
jak już wymyślę to ty pierwszy się dowiesz,
ja sam na sam ze sobą bez nikogo no bo,
może mam z głową ale na pewno nie chcę być z tobą,
patrzyli tępo a ze mną nie było was,
patrzyli tępo wraz ze mną uciekał czas,
sam pośrodku syfu bez okna na świat,
sam bez nadzieji siedziałem na stosie kłamstwa,
ostatnia prosta będzie najgorsza,
będę uciekał jak najdalej od waszego ojca.
Nie mam ochoty patrzeć w lustro, myśleć co będzie jutro,
w okół mnie ta próżnośc, a w kieszeni wciąż pusto,
mam niebywały problem, otwarte złamanie,
lecz nie kończe więc odpowiedz sobie sam na pytanie,
dlaczego nie potrafie dojść do czegoś w końcu,
nie klei mi się kurwa nic od samego początku,
nie chce na razie patrzeć w przyszłość,
ale nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło,
patrze w swoję oczy i widzę gniew,
kiedy robię rachunek sumienia przechodzi dreszcz,
mam kilka wad, w sumie to tylko wady,
kolejne linijki to powieści żenady,
w kieszeni mam telefon, lecz teraz milczy jak nigdy,
nie oszukuję się, że nikomu nie zrobiłem krzywdy,
więc będę pił, teraz to obojętne,
nie myśl o mnie nawet kiedy odejdę.
I kiedy sam wejdę tutaj wreszcie,
zrozumiem, że nie ma nas, jest pusta przestrzeń,
chcę czegoś więcej niż możesz dać,
lecz dzisiaj muszę zostać sam.
I kiedy sam wejdę tutaj wreszcie,
zrozumiem, że nie ma nas, jest pusta przestrzeń,
chcę czegoś więcej niż możesz dać,
lecz dzisiaj muszę zostać sam.
W najgorszych chwilach ktoś pomoże mi rozmową,
jednak często wole gadać ale sam ze sobą,
coś pozmieniać w swoim życiu, by było jakoś lepiej,
bym nie musiał myśleć czy ktoś pomoże mi w potrzebie,
w końcu coś zmienię, zacznę chodzić do tej szkoły,
bo ostatnio wolę chodzić, ale kurwa nawalony,
sam na sam, pośród moich czterech ścian,
siedzę i rozmyślam o furze którą bym chciał,
marze o sianie by mieć go tyle co problemów teraz,
ty pewnie też tak masz i wiem, że to popierasz,
drwie z ludzi co przed sobą nie przyznają się do błędów,
na pozór czyści, lecz ta czystość nie ma sensu,
więc znajdź konsensus w końcu coś z życiem zrób,
byś nie musiał każdej złotówki tu dzielić na pół,
i znów z ziomkami gdzie kurwa "dżoje" płoną,
i znów tylko ja, tylko sam, tylko sam ze sobą.
Znowu sam na sam ze sobą zatapiam się w przepaści,
i niezliczone ilości dróg własnej wyobraźni,
często niepoważny teraz skupiam myśli,
często niepojęte, teraz każda błyszczy,
to jedna z tych chwil, gdy rozważasz wszystkie za i przeciw,
to właśnie dylematy tworzą los człowieczy,
a ja kocham te chwile pośród głuchej ciszy,
kiedy przeglądam wspomnienia jak zdjęcia na kliszy,
kiedy osiągam równowagę ciała i umysłu,
punkt kulminacyjny funkcjonalności zmysłów,
pośród miliona przysłów jedno ciąglę kreśle,
jestem więc myślę i myślę więc jestem,
i kiedyś w końcu zniknę i nikt mnie już nie znajdzie,
zostanie tylko krzyk wybywający przez gardziel,
ostatnia droga i nikogo obok,
ostatnia droga sam na sam ze sobą.
I kiedy sam wejdę tutaj wreszcie,
zrozumiem, że nie ma nas, jest pusta przestrzeń,
chcę czegoś więcej niż możesz dać,
lecz dzisiaj muszę zostać sam.
I kiedy sam wejdę tutaj wreszcie,
zrozumiem, że nie ma nas, jest pusta przestrzeń,
chcę czegoś więcej niż możesz dać,
lecz dzisiaj muszę zostać sam.
przyszedłem po chuj tu,
bo nie po rozum tylko po spokój,
tu stałem w półmroku,
pół kroku odemnie to stali oni,
życzenia serdecznie mogłem pierdolić,
tam gdzie kiedyś stało lustro - pusto teraz,
nie chciałem widzieć twarzy której nienawidze,
a teraz nieraz tak sobie siedzę, i myślę bo wiesz,
jak już wymyślę to ty pierwszy się dowiesz,
ja sam na sam ze sobą bez nikogo no bo,
może mam z głową ale na pewno nie chcę być z tobą,
patrzyli tępo a ze mną nie było was,
patrzyli tępo wraz ze mną uciekał czas,
sam pośrodku syfu bez okna na świat,
sam bez nadzieji siedziałem na stosie kłamstwa,
ostatnia prosta będzie najgorsza,
będę uciekał jak najdalej od waszego ojca.
Nie mam ochoty patrzeć w lustro, myśleć co będzie jutro,
w okół mnie ta próżnośc, a w kieszeni wciąż pusto,
mam niebywały problem, otwarte złamanie,
lecz nie kończe więc odpowiedz sobie sam na pytanie,
dlaczego nie potrafie dojść do czegoś w końcu,
nie klei mi się kurwa nic od samego początku,
nie chce na razie patrzeć w przyszłość,
ale nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło,
patrze w swoję oczy i widzę gniew,
kiedy robię rachunek sumienia przechodzi dreszcz,
mam kilka wad, w sumie to tylko wady,
kolejne linijki to powieści żenady,
w kieszeni mam telefon, lecz teraz milczy jak nigdy,
nie oszukuję się, że nikomu nie zrobiłem krzywdy,
więc będę pił, teraz to obojętne,
nie myśl o mnie nawet kiedy odejdę.
I kiedy sam wejdę tutaj wreszcie,
zrozumiem, że nie ma nas, jest pusta przestrzeń,
chcę czegoś więcej niż możesz dać,
lecz dzisiaj muszę zostać sam.
I kiedy sam wejdę tutaj wreszcie,
zrozumiem, że nie ma nas, jest pusta przestrzeń,
chcę czegoś więcej niż możesz dać,
lecz dzisiaj muszę zostać sam.
W najgorszych chwilach ktoś pomoże mi rozmową,
jednak często wole gadać ale sam ze sobą,
coś pozmieniać w swoim życiu, by było jakoś lepiej,
bym nie musiał myśleć czy ktoś pomoże mi w potrzebie,
w końcu coś zmienię, zacznę chodzić do tej szkoły,
bo ostatnio wolę chodzić, ale kurwa nawalony,
sam na sam, pośród moich czterech ścian,
siedzę i rozmyślam o furze którą bym chciał,
marze o sianie by mieć go tyle co problemów teraz,
ty pewnie też tak masz i wiem, że to popierasz,
drwie z ludzi co przed sobą nie przyznają się do błędów,
na pozór czyści, lecz ta czystość nie ma sensu,
więc znajdź konsensus w końcu coś z życiem zrób,
byś nie musiał każdej złotówki tu dzielić na pół,
i znów z ziomkami gdzie kurwa "dżoje" płoną,
i znów tylko ja, tylko sam, tylko sam ze sobą.
Znowu sam na sam ze sobą zatapiam się w przepaści,
i niezliczone ilości dróg własnej wyobraźni,
często niepoważny teraz skupiam myśli,
często niepojęte, teraz każda błyszczy,
to jedna z tych chwil, gdy rozważasz wszystkie za i przeciw,
to właśnie dylematy tworzą los człowieczy,
a ja kocham te chwile pośród głuchej ciszy,
kiedy przeglądam wspomnienia jak zdjęcia na kliszy,
kiedy osiągam równowagę ciała i umysłu,
punkt kulminacyjny funkcjonalności zmysłów,
pośród miliona przysłów jedno ciąglę kreśle,
jestem więc myślę i myślę więc jestem,
i kiedyś w końcu zniknę i nikt mnie już nie znajdzie,
zostanie tylko krzyk wybywający przez gardziel,
ostatnia droga i nikogo obok,
ostatnia droga sam na sam ze sobą.
I kiedy sam wejdę tutaj wreszcie,
zrozumiem, że nie ma nas, jest pusta przestrzeń,
chcę czegoś więcej niż możesz dać,
lecz dzisiaj muszę zostać sam.
I kiedy sam wejdę tutaj wreszcie,
zrozumiem, że nie ma nas, jest pusta przestrzeń,
chcę czegoś więcej niż możesz dać,
lecz dzisiaj muszę zostać sam.
contributions: