Sąd nad Goyą Jacek Kaczmarski
-
2 favorites
-
3 favorites
Głuchy zdycha mało godnie
Stęka, skarży się i gdera
Cuchnie jakby robił w spodnie
Balwierz żyłę mu otwiera
Cieknie siła, upór, pycha
Strach i miłość na poduchy
Ze starości Głuchy zdycha
Osiemdziesiąt lat żył Głuchy
Duchy, zjawy i upiory
Kłócą się o krew pacjenta
Nie usłyszy kłótni chory
Ale widzi i pamięta
Nagiej Mai pierś dziewczęca
Księżnej Alby władczość warg
Słońce się nad sierrą znęca
Błyskiem broczy byczy kark
Sępio wzrok królewski świeci
Nad jedwabnym łupem szat
Saturn zżera własne dzieci
Szatan się w rokoko wkradł
Chłopski taniec, dworskie łaski
Ciężar jąder plącze krok
Słońce się nad sierrą pastwi
Much ucztuje rój wśród zwłok
Osioł człeczy los odmierza
Małpa się w zwierciadle gnie
Płoną stosy od pacierza
Ofiar Bóg-sadysta chce
Głuchy zdycha mało godnie
Stęka, skarży się i gdera
Cuchnie, jakby robił w spodnie
Balwierz żyłę mu otwiera
Cieknie siła, upór, pycha
Strach i miłość na poduchy
Ze starości Głuchy zdycha
Osiemdziesiąt lat żył Głuchy
Duchy, zjawy i upiory
Kłócą się o krew pacjenta
Nie usłyszy kłótni chory
Ale widzi i pamięta
Po pałacach i katedrach
Zdjęty strachem ludzki kał
Świeżym mięsem trzęsie febra
Osły dosiadają małp
Wachlarzami nietoperzy
Popiół z sierry zmiata wiatr
Kat ofierze swej nie wierzy
Że i nad nim stoi kat
Korsykanin zmywa z tronów
Zabobonów ciemną ciecz
Grzebie w trzewiach wyzwolonych
Lepki od wolności miecz
Słońce się nad sierrą toczy
I osusza czaszki z łez
W nieme niebo wznosi oczy
Zakopany w piachu pies
Głuchy zdechł i balwierz poszedł
Duchy trupa wezmą stąd
I na sabat go poniosą
Gdzie się wiedźm odbędzie sąd
Co to ma być za malarstwo
Stylistycznej jaźni brak
Literackość! Efekciarstwo
Chorej wyobraźni smak
Szatan się ze śmiechu trzęsie
Zapluwają się staruchy
Goya myśli - miałem szczęście
Żem i żył i umarł - głuchy
Stęka, skarży się i gdera
Cuchnie jakby robił w spodnie
Balwierz żyłę mu otwiera
Cieknie siła, upór, pycha
Strach i miłość na poduchy
Ze starości Głuchy zdycha
Osiemdziesiąt lat żył Głuchy
Duchy, zjawy i upiory
Kłócą się o krew pacjenta
Nie usłyszy kłótni chory
Ale widzi i pamięta
Nagiej Mai pierś dziewczęca
Am
B
Am
Księżnej Alby władczość warg
B
Am
E
Am
Słońce się nad sierrą znęca
Am
B
Am
Błyskiem broczy byczy kark
B
Am
E
Am
Sępio wzrok królewski świeci
F0
Am7
Nad jedwabnym łupem szat
F#0
E
Saturn zżera własne dzieci
C
B
Am
Szatan się w rokoko wkradł
B
Am
E
Am
Chłopski taniec, dworskie łaski
F
Ciężar jąder plącze krok
E
Słońce się nad sierrą pastwi
F
Much ucztuje rój wśród zwłok
E
Osioł człeczy los odmierza
F
Am
Małpa się w zwierciadle gnie
F#0
E
Płoną stosy od pacierza
F
Am
Ofiar Bóg-sadysta chce
F#0
E
Am
Głuchy zdycha mało godnie
Stęka, skarży się i gdera
Cuchnie, jakby robił w spodnie
Balwierz żyłę mu otwiera
Cieknie siła, upór, pycha
Strach i miłość na poduchy
Ze starości Głuchy zdycha
Osiemdziesiąt lat żył Głuchy
Duchy, zjawy i upiory
Kłócą się o krew pacjenta
Nie usłyszy kłótni chory
Ale widzi i pamięta
Po pałacach i katedrach
Zdjęty strachem ludzki kał
Świeżym mięsem trzęsie febra
Osły dosiadają małp
Wachlarzami nietoperzy
Popiół z sierry zmiata wiatr
Kat ofierze swej nie wierzy
Że i nad nim stoi kat
Korsykanin zmywa z tronów
Zabobonów ciemną ciecz
Grzebie w trzewiach wyzwolonych
Lepki od wolności miecz
Słońce się nad sierrą toczy
I osusza czaszki z łez
W nieme niebo wznosi oczy
Zakopany w piachu pies
Głuchy zdechł i balwierz poszedł
Duchy trupa wezmą stąd
I na sabat go poniosą
Gdzie się wiedźm odbędzie sąd
Co to ma być za malarstwo
Stylistycznej jaźni brak
Literackość! Efekciarstwo
Chorej wyobraźni smak
Szatan się ze śmiechu trzęsie
Zapluwają się staruchy
Goya myśli - miałem szczęście
Żem i żył i umarł - głuchy