Ostatnie dni Norwida Jacek Kaczmarski
Lyrics and guitar chords
-
9 favorites
Piękno jest na to, żeby zachwycało –
Nie znam piękniejszej nad – Piękno – ojczyzny,
W której – minąwszy przeznaczeń mielizny –
Warto zanurzyć obolałe ciało,
Pychy się wyzbyć.
Grobowce Piękna – kosztowne artyzmy,
Których wieczności wzór – Piramid stałość –
Na dusze kładą tylko plamę białą
Jak bandaż kłamstwa, co owija blizny
By nie bolało.
A nad Sekwaną pochylona gałąź
Żywa – pod blaskiem corocznej siwizny
Wspomina drzewo układane w pryzmy,
Gdy Templariuszy Król spalał wspaniałość
W czas wielkiej schizmy.
Ściemniała belka w narożniku izby,
W której się kiedyś na Ludwiki grało,
Dobrze pamięta, choć wygięta w pałąk,
Czas, gdy Moliera psy uliczne gryzły
Z Pana pochwałą!
Tu Marsyliankę też się poznawało,
Gdy wolność tłumu obwieszczały gwizdy
I bruk paryski był – jak nigdy – żyzny,
Bo gilotyna grała, aż chrupały
Karki w bieliźnie.
Po Bonapartem ścichły echa wyzwisk,
Szańce Komuny w bieg życia wessało
I świat w bezduszną obrasta dojrzałość –
Knuty z jedwabiu, przemysł, socjalizmy –
Nabite Działo!
Ręce grabieją, wino całkiem kwaśne,
Na rękawiczki braknie mi pieniędzy
I myśl zmarznięta nie chce płynąć prędzej,
A przecież przez nią i to dla niej właśnie
Umieram w nędzy.
Więc cóż jest piękno? Wód słoneczne bryzgi?
Diament w popiołach? Pamięć? Doskonałość?
Gdyby to tylko – byłoby za mało! –
Dusza, rozpięta raz na Krzyżu Myśli
– Wyrazi – Całość!
Am
Nie znam piękniejszej nad – Piękno – ojczyzny,
A
A7
W której – minąwszy przeznaczeń mielizny –
Dm
Dm/F
Warto zanurzyć obolałe ciało,
G7
Pychy się wyzbyć.
E
(Esus4
E
)Grobowce Piękna – kosztowne artyzmy,
Których wieczności wzór – Piramid stałość –
Na dusze kładą tylko plamę białą
Jak bandaż kłamstwa, co owija blizny
By nie bolało.
A nad Sekwaną pochylona gałąź
Am
Am/H
Am/C
Am/D
E
Żywa – pod blaskiem corocznej siwizny
Am
Am/H
Am/C
Am/D
E
Wspomina drzewo układane w pryzmy,
C
G
Gdy Templariuszy Król spalał wspaniałość
C
Dm
W czas wielkiej schizmy.
E
(Esus4
E
)Ściemniała belka w narożniku izby,
W której się kiedyś na Ludwiki grało,
Dobrze pamięta, choć wygięta w pałąk,
Czas, gdy Moliera psy uliczne gryzły
Z Pana pochwałą!
Tu Marsyliankę też się poznawało,
Gdy wolność tłumu obwieszczały gwizdy
I bruk paryski był – jak nigdy – żyzny,
Bo gilotyna grała, aż chrupały
Karki w bieliźnie.
Po Bonapartem ścichły echa wyzwisk,
Szańce Komuny w bieg życia wessało
I świat w bezduszną obrasta dojrzałość –
Knuty z jedwabiu, przemysł, socjalizmy –
Nabite Działo!
Ręce grabieją, wino całkiem kwaśne,
Na rękawiczki braknie mi pieniędzy
I myśl zmarznięta nie chce płynąć prędzej,
A przecież przez nią i to dla niej właśnie
Umieram w nędzy.
Więc cóż jest piękno? Wód słoneczne bryzgi?
Am
Diament w popiołach? Pamięć? Doskonałość?
A7
Gdyby to tylko – byłoby za mało! –
Dm
G7
C
G7
Dusza, rozpięta raz na Krzyżu Myśli
Dm
Dm/F
– Wyrazi – Całość!
E
Am
contributions: