Ballada myśliciela Jacek Kaczmarski

Lyrics

  • Song lyrics Redakcja
    1 favorite
W wilgotnym cieniu ponurego domu,
Na rozrzuconych oślizgłych kamieniach,
Żebrak przyklęknął cicho po kryjomu
Trzymając kartkę: "ślepy od urodzenia"

Dwa kroki dalej w publicznym szalecie
(Ściana z pisuarem ręcznikiem i kołkiem)
Chwieje się głowa drzemiącej kobiecie
Skulonej między kiblami a stołkiem

A ja marzę z nosem w niebie,
Wielkie myśli w sobie noszę,
Więc gdy znajdę się w potrzebie -
Braknie mi pięćdziesiąt groszy.
Nie dostrzegam też żebraka,
Obojętnie mijam domy,
Patrzy na mnie ze zdziwieniem,
Choć jest przecież niewidomy...

Gdy teraz chodzę łapiąc myśli wątek
W tym miejscu niechętnie przystaję,
Bo niewidomy uciułał majątek
Wyjechał łobuz gdzieś hen na Hawaje

Nie ma już także babki klozetowej;
Są sprytni ludzie co swym życiem rządzą:
Poszła nareszcie po rozum do głowy,
Z pięćdziesięciu groszy zrobiła pieniądze.

A ja ciągle w kręgu marzeń
Chodzę po ulicach dumny
Obok toczy się bieg zdarzeń
Obojętny bezrozumny
Cóż to że mam figę z makiem
Z tego poruszania głową
Zawsze mogę być żebrakiem,
Albo babką klozetową.




Rate this interpretation
contributions:
Redakcja
Redakcja
anonim