Ostinatio Determinare Ewa Błaszczyk

Lyrics

  • Song lyrics Redakcja
I

Wiatr
Jaki wiatr
W kurtynę nocy dmie

Na pustej scenie
Ciemne przestrzenie
Zaraz pochłoną mnie

Dal
Jaką dal
Skrywa szkarłatny zmierzch

By ją odnaleźć
Muszę oszaleć
Pobiegnę tam gdzie kres

Nagły zachód słońca
Słońca wschód
Odmierzę tańczącą
Parą nóg
Po to tańczę, tańczę
Poprzez mrok
By ukoić istnienia głód

Wiatr
Jaki wiatr
Niesie świetlisty pył

Słońca, księżyce
Domy, ulice
Pędzą kontury brył

Dal
Jaką dal
Kryje kulisa mgły

Na wielkiej scenie
Jedno istnienie
I dekoracji zgrzyt

Uwięziona w czasie
Wyrwę się
Przez kolczasty zasiek
Będę biec
Zgubię, zgubię pogoń
Zmylę ślad
I nie znajdzie mnie
Moja śmierć

II

To się stało samo
Rozmazaną plamą
Stał się czas i przestrzeń
Ciało jak powietrze
Walc
Jakiś walc
Słyszę

Ku płomiennym słońcom
Jestem ćma lecącą
Coraz bliżej ognia
Coraz dalej od dnia
Walc
W środku
Ja

Czy to co w nas dobre
Musi uciec w obłęd
Czy powrócić zdążę
Krążę, krążę, krążę
Walc
Jakiś walc
Grają

Ciemność jak aksamit
Czuję pod stopami
Czy to co w nas dobre
Musi uciec w obłęd
Walc
W środku
Ja

Dokąd tak uciekam
Od siebie, do siebie
Nie wiem, nie wiem, nie wiem
Nie wiem, nie wiem, nie wiem

Czy nie wszystko jedno
Byle nie powszedniość
Jak powietrzne ciało
Nie wiem co się stało

To sie stało samo
Jak powietrze ciało
Cisza zaszumiała
Jak płonący pałac
Walc
Jakiś walc
Słyszę

Czy to co w nas dobre
Musi uciec w obłęd
Biegnie dzika ścieżka
Tam, gdzie nikt nie mieszka
Walc
W środku
Ja

Wędrujący płomień
Przyszedł dzisiaj po mnie
Palą oczy, usta
Wabi chłodna pustka
Walc
Jakiś walc
Grają

Znowu walca motyw
Srebrny od tęsknoty
Czy to co w nas dobre
Musi uciec w obłęd
Walc
W środku
Ja

Dokąd mnie prowadzi
Ten okrutny motyw
Nawet jeśli wiem to
Zapomniałam o tym

Dokąd tak uciekam
Od siebie, do siebie
Nie wiem, nie wiem, nie wiem
Nie wiem, nie wiem, nie wiem

III

Ach
Gdyby tak
Być jak mały anioł
Lalką ze szmat
Brudną, potarganą
Czy tego brak
Żeby świat był prosty
Lalka ze szmat
W rękach młodszej siostry

Ach
Gdyby tak
Być jak mały anioł
Lalką ze szmat
Wiecznie cerowaną
Patrzą na świat
Z koralików oczy
Lalka ze szmat
Nie boi się nocy

To na wznak
Upadnie
To ją kot
Ukradnie
To na szwie
Popęka
Zawsze jest
Przepiękna

Ach
Gdyby tak
Zrzucić ciężar bytu
Lalka to ja
Z tanich kretoników
Ach, gdyby tak
Świat był znowu prosty
Lalka ze szmat
W rękach młodszej siostry
Ach
Gdyby tak
Uciec w przedmiot żywy
Lalka ze szmat
Czy to przedmiot żywy
A może czas
To jest także lalka
Lalka ze szmat
Cierpi, że jest lalką

Trocin
Kurz
Ze środka
Uśmiech
Jak idiotka
W ciemny kąt
Rzucona
Długie lata
Kona

IV


Raz, dwa, trzy
Niech patrzy
Kto chce i
Kto nie chce
Jak biegnę
Uciekam
Wiruję
Na ścieżce

To ścieżka
Donikąd
Przez półmrok
Do mroku
W bezdroża
Umyka
Zdyszany
Niepokój

To ścieżka
Zarosla
Tymiankiem
I ostem
Tu wszystko
Cierniste
Bezwiedne
I proste

To ścieżka
Pachnąca
Piołunem
I rdestem
Umykam
Uciekam
I czuję
Że jestem

Od drogi
Od tłumu
Od gwaru
Od traktu
W bezdroża
Rozumu
Wirując
Do taktu

Raz, dwa, trzy
Niech patrzy
Kto zdoła
To dostrzec
Jak biegnę
Uciekam
Ku gwieździe
Ku siostrze

Uciekam
Umykam
Gdzie chaszczy
Muzyka
Gdzie dzikie
Jabłonie
W ustroniu
Się schronię

Tam płonne
Są grusze
Od ziół się
Uduszę
I w trawy
Stuletnie
Upadnę
Bezwiednie

Na ścieżce
Donikąd
Dziewanny
Iglice
Przez półmrok
Do mroku
Po swą
Tajemnicę

Raz, dwa, trzy
Niech patrzy
Tutejszy
I przybysz
Jak śmiercią
Się bawię
Na serio
Na niby

Od drogi
W bezdroża
Ku gwieździe
Ku siostrze
Gdzie serce
Promienne
Przebija
Mi ostrze

Raz, dwa, trzy
Niech patrzy
Kto chce i
Kto nie chce
Jak biegnę
Uciekam
Wiruję
Po ścieżce

V

gubię
wszystkie ślady
lubię
smak zagłady
smugi
gwiazdy spadającej
w ostateczny sierpień
walc, zachodzące słońce

gubię
swą doczesność
lubię
ostateczność
spada
życia meteoryt
w umęczony sierpień
zakurzonych cierpień
walc
dobroczynnie chory

schodami stromymi
bo nie wie co czyni
w ogrody cierniste
egzyste
egzyste

wiążą mnie oplotem
smugi czarno złote
walca wirujące lustra
wreszcie mam tę przestrzeń
wszystko w niej pomieszczę
walc
wokół scena pusta

dławi blask księżyca
zbawi tajemnica
furkot
furkot ćmy zielonej
w umęczony sierpień
zakurzonych cierpień
walc
płonę, czarno płonę

schodami stromymi
bo nie wie co czyni
w płonącym baroku
niepokój, niepokój

VI

Zobaczyć
Dostrzec
Zdarzenia
Najprostsze

Na nowo
Skojarzyć
Bez ciała
Bez twarzy

Tu jestem
I wszędzie
Co będzie
To będzie

Ten walc
I ten temat
Już nie ma
Mnie nie ma

Zdziczałe
Ogrody
Zetlałe
Zachody

I mnożą się
Słońca
Bez końca
Bez końca

Księżyce
Zbyt jasne
Oddale
Przepastne

Bez ciała
Bez twarzy
Skojarzyć
Skojarzyć

Raz, dwa, trzy
Niech patrzy
Kto chce i
Kto nie chce
Jak tańczę
Umykam
Wiruję
Na ścieżce

To ścieżka
Donikąd
W jałowe
Pustkowie

Tam prawdy
Jedynej
O sobie
Się dowiem




Rate this interpretation
contributions:
Redakcja
Redakcja
anonim