Gorejący krzew Eldo
Lyrics
Ile realizm może zabrać prawdy z serca
A obojętność, ten prawdziwy seryjny morderca
Złodziej dusz, szeptał nie jedno słodkie słowo
Jednak ktoś decydował się by w imię spłonąć
W imię?
Czy to cokolwiek znaczy?
Może to komfort, może głupota całą teraźniejszość wyrzucić za okno
Może strach, by żywe świadectwo nieść jak winę
Może egoizm?
Nie wiem, za nich tego nie sprawdziłem
Wiem, że ich pochodnie były jak świt pobudką
Gdy mózg trawi bezsilność, a serce chce już usnąć
Widzę, że dzień dni dał mi blask
Dzisiaj gdy normalność, nie przywilej pełną piersią jest oddychać
Bić się, bo warto
Trwać, mieć nadzieję
I nieść świadectwo i pamięć dumnie przed siebie
By pielęgnować to, co życiu daje znaczenie
Idę dobrze znaną drogą, jak wskazówki po tarczy by dalej walczyć!
Stawiał łacińskie znaki
Kiedyś płonęły pochodnie by mógł myśleć bez granic i oddychać swobodnie
Mówią: Jedna śmierć świata nie może zmienić
I zostają obojętni na krzyk z płomieni
Inni mówią: Wolność, prawda wymagają ofiar
Myślę wtedy o ludziach, co nie chcieli się cofać
Umieli pięknie żyć, nie tylko pięknie marzyć
Student z Pragi, księgowy z Przemyśla, sprzedawca warzyw
Wiecznie żyli w okupionej bólem chwale
Chcieli zatrzeć po nich ślady na ustach położyć palec
Obniżyć rangę, czyny skazać na infamię
Jako wolny człowiek, jestem im winny pamięć
Nie czuje już gniewu, mam tylko nowy powód
Gdy empatia to balast i świat ma serce z lodu
Bez historii, tożsamości, gdzie człowiek to produkt
Idę dobrze znaną drogą, jak księżyc po niebie
Odnaleźć siebie!
A obojętność, ten prawdziwy seryjny morderca
Złodziej dusz, szeptał nie jedno słodkie słowo
Jednak ktoś decydował się by w imię spłonąć
W imię?
Czy to cokolwiek znaczy?
Może to komfort, może głupota całą teraźniejszość wyrzucić za okno
Może strach, by żywe świadectwo nieść jak winę
Może egoizm?
Nie wiem, za nich tego nie sprawdziłem
Wiem, że ich pochodnie były jak świt pobudką
Gdy mózg trawi bezsilność, a serce chce już usnąć
Widzę, że dzień dni dał mi blask
Dzisiaj gdy normalność, nie przywilej pełną piersią jest oddychać
Bić się, bo warto
Trwać, mieć nadzieję
I nieść świadectwo i pamięć dumnie przed siebie
By pielęgnować to, co życiu daje znaczenie
Idę dobrze znaną drogą, jak wskazówki po tarczy by dalej walczyć!
Stawiał łacińskie znaki
Kiedyś płonęły pochodnie by mógł myśleć bez granic i oddychać swobodnie
Mówią: Jedna śmierć świata nie może zmienić
I zostają obojętni na krzyk z płomieni
Inni mówią: Wolność, prawda wymagają ofiar
Myślę wtedy o ludziach, co nie chcieli się cofać
Umieli pięknie żyć, nie tylko pięknie marzyć
Student z Pragi, księgowy z Przemyśla, sprzedawca warzyw
Wiecznie żyli w okupionej bólem chwale
Chcieli zatrzeć po nich ślady na ustach położyć palec
Obniżyć rangę, czyny skazać na infamię
Jako wolny człowiek, jestem im winny pamięć
Nie czuje już gniewu, mam tylko nowy powód
Gdy empatia to balast i świat ma serce z lodu
Bez historii, tożsamości, gdzie człowiek to produkt
Idę dobrze znaną drogą, jak księżyc po niebie
Odnaleźć siebie!
contributions: