Solo na kontrabasie Agnieszka Osiecka
Lyrics
Był może marzec, może luty
Wiecie, gdy z nieba błoto
W taką pogodę żadne buty nie lubią chodzić piechotą
W urzędzie, choć przecie sucho
Kaloryfery, czy piece
Także pachniało pluchą
I przeciąg wyprawiał hece
Jegomość w palcie poszarzałym patrzył na napis „PRACA”
Widocznie musiał być nieśmiały
Podchodził, znowu wracał
Rozumem widać nie grzeszył
Taki był śmieszny i stary
A co was do reszty rozśmieszy, kalosze miał nie do pary
Urzędnik, nie wiem już który
Wklejona w krzesło ropucha
Powiedział: „W sprawie emerytury numerek szósty was wysłucha
Jeśli zaś idzie o zapomogę nic wam doprawdy pomóc nie mogę”
Ten głos rozsądku nie wystarczył
Petent się skulił, przygiął w pasie
I mówił głosem suchym, starczym
Panie, ja gram na kontrabasie
Taki mój zawód, taka praca
Mogę w terenie i dla dzieci
Ja nie chcę tutaj więcej wracać
Ja nie mam czasu, mnie się spieszy
Bywają śmieszne instrumenty
Nie każdy może być fortepianem
Ale czy za to wyklęte na starość wszystkie zostaną
Był może marzec, może luty
Wiecie, gdy z nieba błoto
W taką pogodę żadne buty nie lubią chodzić piechotą
A stary łaził, szedł ulicą
Paletko liche, kapelusz istne bóg wi co
Idzie i gra na kontrabasie
Wytrzymaj tutaj w takim hałasie
To nie jest żadna muzyka, huczy i sapie
Potem zanika, wiadomo, gdyby orkiestra
Lecz sam kontrabas budzi przestrach
Samotność to bardzo podłe solo na kontrabasie…
Wiecie, gdy z nieba błoto
W taką pogodę żadne buty nie lubią chodzić piechotą
W urzędzie, choć przecie sucho
Kaloryfery, czy piece
Także pachniało pluchą
I przeciąg wyprawiał hece
Jegomość w palcie poszarzałym patrzył na napis „PRACA”
Widocznie musiał być nieśmiały
Podchodził, znowu wracał
Rozumem widać nie grzeszył
Taki był śmieszny i stary
A co was do reszty rozśmieszy, kalosze miał nie do pary
Urzędnik, nie wiem już który
Wklejona w krzesło ropucha
Powiedział: „W sprawie emerytury numerek szósty was wysłucha
Jeśli zaś idzie o zapomogę nic wam doprawdy pomóc nie mogę”
Ten głos rozsądku nie wystarczył
Petent się skulił, przygiął w pasie
I mówił głosem suchym, starczym
Panie, ja gram na kontrabasie
Taki mój zawód, taka praca
Mogę w terenie i dla dzieci
Ja nie chcę tutaj więcej wracać
Ja nie mam czasu, mnie się spieszy
Bywają śmieszne instrumenty
Nie każdy może być fortepianem
Ale czy za to wyklęte na starość wszystkie zostaną
Był może marzec, może luty
Wiecie, gdy z nieba błoto
W taką pogodę żadne buty nie lubią chodzić piechotą
A stary łaził, szedł ulicą
Paletko liche, kapelusz istne bóg wi co
Idzie i gra na kontrabasie
Wytrzymaj tutaj w takim hałasie
To nie jest żadna muzyka, huczy i sapie
Potem zanika, wiadomo, gdyby orkiestra
Lecz sam kontrabas budzi przestrach
Samotność to bardzo podłe solo na kontrabasie…
contributions: